Przejdź do głównej zawartości

Dialogi ze swoim ja

- Ponury, nie śpij! Nie śpij, mówię! Masz co ogarniać, sam mam robote odwalać- piskliwy głosik przerwal Ponuremu stan zawieszenia w próżni. Ponury potrzebował takiego stanu, chwili-bez-myślenia-czy-analiz. Płaskiego encefalogramu. Wejścia do małej bańeczki i separacji od świata. Bo świat Ponurego nie rozpieszcza. - Rozum, weź się odwal, dobra?! - burknął Ponury. - Co tu jest jeszcze do rozkiminiania? Z Matematyką nie pogadasz, cyferki nie kłamią i to jedyna słuszna droga. Dobrze o tym wiesz... - doburczał Ponury, z irytacją gnąc karteczkę z wyliczeniami i ciskając ją w kąt apartamentu. - No tak, ale to jednak pewne ryzko jest. Jak się nie uda, to będzie bardzo kiepsko - Rozum najwyraźniej był w nastroju do Dyskusji-I-Polemik, co tylko pogłębiało irytację Ponurego, którego od tego myślenia i analizowania zaczynała boleć głowa. - Toteż. Rozum, zamknij się łaskawie i jutro proszę o pełną wydajność w pracy. Dzisiaj pod tym względem dałeś ciała jak rzadko, wiesz? I dogadaj się z Koncentracją, bo też się opiernicza haniebnie wtedy, gdy akurat jest mi potrzebna!!! Współpracujcie, do cholery, bo dżuma to za mało i nie będzie powodów do obaw i zmarwień! - warkotem odpowiedział Ponury, a pies sąsiadów jakoś tak nagle przycichł i przestał szczekać. Faktycznie, Ponuremu w pracy szło średnio, nawet niezbyt trudne poprawki zajmowały mu zbyt wiele czasu lub się nie udawały i trzeba było poprawiać ponownie. Cały dzień Ponury miał pod znakiem towaru-gorszej-jakości. Zaspał pół godziny, nieprzytomny wdepnął w słuchawki, które bez niczyjej pomocy uprawiały yogę na podłodze, zamiast leżeć na stole, gdzie je Ponury dzień wcześniej zostawił.. Słuchawki po wdepnięciu nadawały się tylko do wyrzucenia, zapasowych Ponury nie posiadał. Kawa wprawdzie postawiła Ponurego na nogi, choć raczej za sprawą wylania na spodnie, niż zawartości kofeiny. Dobrze, że poranek był rześki a wietrzny - Ponury trochę ochłonął. Spodnie oczywiście przebrał wcześniej i ruszył w codzienną podróż do pracy. Na miejscu okazało się, że Nowa-Koleżanka przyszła dużo wcześniej, przywitała się z Ponurym raczej chłodno i oznajmiła, że się źle czuje i jest towarzysko-niedostępna. Potem była ta nieszczęsna parada poprawek i Ponury z każdą upływającą minutą swoją przyszłość w Bardzo-Dynamicznej-Firmie-Elektronicznej widział pod coraz większym znakiem zapytania i w swoim ulubionym kolorze. Ponury lubi każdy kolor, o ile to jest czarny. Podobnie jak z muzyką. Każda, o ile jest to Metal. Dzień pracy w końcu dobiegł końca i Ponury poostanowił nabyć nowe słuchawki, coś spożywczego i drugi kubek w Dużym-Markecie-Na-T, który według mapy był oddalony od miejsca pracy Ponurego o 15 minut jazdy na Kojocie. Ponury nie musi dodawać, że trasa zajęła ponad pól godziny... Dobrze, że chociaż zakupy się udały, inaczej Ponurego mógłby trafić szlag lub wstąpiłby do jakieś sekty religijnej i zmieniłby garderobę na - powiedzmy - pomarańczową. Z dodatkami w kolorze groszkowego fioletu. Ponuremu udało się dotrzeć do willi bez udziału świadomości czy Rozumu. Pełny autopilot. Siadł na tej części ciała, na której zwykł siadać i zapadł w stan płaskiego encefalogramu. - Ponury! - Rozum nie dawał za wygraną - Wiesz co u Serca? Jakoś tak cicho tam... - Wiem, Rozum, wiem... Serce śpi. Od kilku tygodni. I niech tak pozostanie... - gorzko wyszeptał Ponury, spuszczająć głowę. W apartamencie nastała cisza przetykana refleksami lampy solnej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary

To, że żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary, Ponury wie aż za dobrze. Z doświadczenia własnego i innych nerdów ze słabością do proszącej Płci-Pięknej-Lub-Nie. Przez bardzo długi czas Ponuremu udawało się nie ulegać owym prośbom, czym zyskał opinię gbura i buca - żadna nowość, Ponury jest gburem i bucem - co spływało po nim jak woda po kaczce, która dawno darowała sobie właściwa dietę. Zupełnie jak Ponury. Wszystko co dobre jednak szybko się kończy i kilka dni temu do Ponurego zadzwoniła Młoda-Mama, której laptop odszedł tam, gdzie zwykle odchodzą laptopy, którym iskrzy się z gniazda zasilania. - Ponury! Ratuj, jeśli nie pomożesz to ja nie wiem, co zrobie! - rozedrgane i płaczliwe wezwanie o pomoc rozległo się w głośniczku komórki Ponurego, który miał słabszy dzień i odebrał połączenie bez wcześniejszego sprawdzenia, kto dzwoni. - No cześć - entuzjastycznie inaczej odpowiedział Ponury, wział głeboki oddech i przystapił do wstępnego badania problemu - coś zrobiła? - No ja wziełam

Udany łikend

Znakomitą większość sobotniego popołudnia Ponury spędził rozkoszując się towarzystwem Wszechwiedzącej, przepłukując zmęczone organy mowy znakomitym produktem fermentacji alkoholowej słodu z dodatkiem chmielu. O czym były prowadzone rozmowy Ponury nie zamierza informować świata w żadnej formie, gdyż raz, że obiecał milczenie w tych tematach (a było ich wiele) a dwa, że nie będzie się narażal na odwet ze strony Wszechwiedzącej upubliczniając pewne fakty, które zostały omówione, gdyż musiałby dobrowolnie udać się na leczenie klimatyczne do kraju w którym nie praktykuje się ekstradycji a i wtedy nie miałby pewności swego bezpieczeństwa. W końcu to Wszechwiedząca. Przy okazji Ponury dowiedział się, iż do grona osób śledzących jego zmagania z rzeczywistością należy równiez Wszechwiedząca, co mocno połechtało jego próżność. Spotkanie, jak już się Ponury pochwalił, przebiegło w radosnej atmosferze, którą zapoczątkowało zdarzenie, którego Ponury absolutnie się nie spodziewał. Zamawiając produkt

Ponury, jak?

"Parszywe płody Juutrzeeeenki o pustych oczach i gnijących sercaaaaach!" - zaintonował radośnie Ponury, delektując się nieobecnością pozostałych mieszkańców willi. Po kilku bardzo nieciekawych tygodniach Ponury bardzo potrzebował chwili spokoju. takiego chwilowego nie-istnienia w świadomości reszty ludzi. Ponury otworzył puszkę Lekarstwa-Na-Chandrę, usiadł na niezmiennie trzeszczącym łożu i uśmiechnął się delikatnie. - Jeszcze tylko wyłączyć telefon i będzie idealnie - mruknął pod nosem, sięgając w stronę urządzenia, które w tym momencie postanowiło przywrócić Ponurego reszcie świata i ludzkości. Ponury wydał z siebie ni to stęknięcie, ni to westchnienie, lekko beknął i dokończył sięgania. - Ratunku, za co? -  jęknął Ponury po sprawdzeniu identyfikacji rozmówcy. Telefon od Mareczka wczesnym piątkowym popołudniem zwyczajnie nie mógł oznaczać nic dobrego. Ponury chwilę zwlekał z odebraniem, naiwnie licząc, że może się Mareczek znudzi. Telefon dzwonił uporczywie, nie dając Ponur