Przejdź do głównej zawartości

Romanse w pracy - odsłona druga.

Wczoraj Ponury dotarł do willi spocony, lekko przewiany i z nogami odmawiającymi współpracy i stanowczo odmówił współpracy ze światem, waląc się w łóżko jak kłoda. O zwykłej porannej porze budzik niezawodnie podnósł alarm, który równie skutecznie podniósł Ponurego. - Coś bym jeszcze pospał... - wysapał Ponury w stronę biurka, które jak łatwo przewidzieć, nie raczyło odpowiedzieć. - No dobra, kawa, prysznic i jakoś damy radę - monologował Ponury, odzyskując kontrolę nad kończynami i głową, która w jakiś niewytłumaczalny sposób ciągnęła w stronę poduszki. Ponury zrobił sobie kawy, osuszył duszkiem pól kubka i polazł spłukać z siebie pył szos, pot i resztki snu (z tym Ponuremu akurat nie wyszło, jak zawsze). Nieco przytomniejszy przyodział się w swoim ulubionym stylu czyli bojówki + jakaś-metalowa-koszulka-lub-nna-byle-czarna i wraz z Kojotem udał się do pracy. Im byli bliżej, tym nastrój Ponurego się pogarszał - każda upływająca minuta przybliżała go do Jazdy-Powrotnej-Na-Kojocie. I Ponuremu bynajmniej nie chodziło o dwa Bardzo-Długie-I-Dość-Strome-Podjazdy. Znakomita większość drogi powrotneh wiodła nie wśród pól i łąk ale po drogach dla pojazdów czterokołowych, po drogach O-Dużym-Natężeniu-Ruchu i całkowitym braku pobocza. Ponury ma współczynnik inteligencji niezbyt imponujący, w Mensie mógłby ewentualanie za portiera robić, lecz nie potrzeba wielkiej bystrości by zrozumieć, że jeden fałszywy ruch kierownicą i Ponury z rowerzysty stanie się Ofiarą-Wypadku. z możliwym skutkiem bo limity prędkości na tych drogach to 100 kilometrów/60 mil na godzinę. Takie rozmyślania starły z paszczy Ponurego resztki zadowolenia i do pracy dotarł (na Kojocie) z paszczą równie ponura jak jego miano. Podczas dotleniania Nowa-Koleżanka zapytała mile, dlaczego Ponury jest taki hmm.. ponury? Zasadniczo Ponuremu nie chciało się na ten temat rozmawiać, wizja stawania się Ofiarą-Wypadku dośc moocno trzymała się jego jaźni, więc poniekąd wbrew sobie streścił kilka mocniejszych momentów. - A nie możesz wrócić pociągiem? - spytała rozsądnie. - Portfela nie wziąłem, zresztą przeciąg w nim i wilki wyją, po co nosić... - wymamrotał Ponury. - Coś wymyślimy, nic się nie martw - powiedziała ciepło i pocieszająco, ze swoim wzbudzającym w Ponurym lekki niepokój uśmiechem na ustach Nowa-Koleżanka. Jako, że nadzedł już ten czas by zająć się pracą, Ponury ze zwykłym zapałem sprawdzał i poprawiał jakośc lutów na płytkach drukowanych, wyjątkowo partacząć robotę i poprawiając po sobie wielokrotnie i nawet nie zorientował się, gdy nadeszła pora przerwy-obiadowej/lunchu. Właśnie miał podnieść swoje zacne cztery litery z krzesła, gdy poczuł wsuwającą się w kieszeń fartucha (kieszeń przednia, lokalizacja: wątła klatka piersiowa Ponurego, strona prawa) rękę Nowej-Koleżanki. - Masz, wróć sobie bez ryzyka. Fajna masz klatę - wymróczała Ponuremu do ucha. - Nawet nie wiesz, jak bardzo Ci dziękuję - z wyrazem szczerej wdzięczności powiedział Ponury, puszczając mimo uszu ten fragment o fajności klaty. - Oddam Ci to jutro, obiecuję! - zakończył mocnym akcentem. - Oddasz, na pewno oddasz. W jaki sposób to zobaczymy jutro. Jesteśmy umówieni na herbatkę, prawda? A ten pokój, o którym wspominałam i który chcesz obejrzeć (Ponury faktycznie rozgląda sie za apartamentem dla siebie w Większym-Mieście), jest tuż obok mojego - odpowiedział Nowa-Koleżanka z wieloznacznym uśmiechem i niepokojącym błyskiem w oku. Jeśli Ponury niczego nie opublikuje w przeciagu najbliższych siedmiu dni, będzie to oznaczało, iz oddawanie go przerosło i nie podołał. I pewnie lezy gdzieś ze wstydu zakopany. W pierwszym dniu wiosny na prowadzenie wyszła Nowa-Koleżanka z wynikiem 2:1 na niekorzyść Ponurego. I coś Ponuremu mówi, że doprowadzenie do remisu bedzie wymagało sporo wysilku z jego strony, tylko jeszcze nie wie, jakiej natury.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary

To, że żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary, Ponury wie aż za dobrze. Z doświadczenia własnego i innych nerdów ze słabością do proszącej Płci-Pięknej-Lub-Nie. Przez bardzo długi czas Ponuremu udawało się nie ulegać owym prośbom, czym zyskał opinię gbura i buca - żadna nowość, Ponury jest gburem i bucem - co spływało po nim jak woda po kaczce, która dawno darowała sobie właściwa dietę. Zupełnie jak Ponury. Wszystko co dobre jednak szybko się kończy i kilka dni temu do Ponurego zadzwoniła Młoda-Mama, której laptop odszedł tam, gdzie zwykle odchodzą laptopy, którym iskrzy się z gniazda zasilania. - Ponury! Ratuj, jeśli nie pomożesz to ja nie wiem, co zrobie! - rozedrgane i płaczliwe wezwanie o pomoc rozległo się w głośniczku komórki Ponurego, który miał słabszy dzień i odebrał połączenie bez wcześniejszego sprawdzenia, kto dzwoni. - No cześć - entuzjastycznie inaczej odpowiedział Ponury, wział głeboki oddech i przystapił do wstępnego badania problemu - coś zrobiła? - No ja wziełam

Udany łikend

Znakomitą większość sobotniego popołudnia Ponury spędził rozkoszując się towarzystwem Wszechwiedzącej, przepłukując zmęczone organy mowy znakomitym produktem fermentacji alkoholowej słodu z dodatkiem chmielu. O czym były prowadzone rozmowy Ponury nie zamierza informować świata w żadnej formie, gdyż raz, że obiecał milczenie w tych tematach (a było ich wiele) a dwa, że nie będzie się narażal na odwet ze strony Wszechwiedzącej upubliczniając pewne fakty, które zostały omówione, gdyż musiałby dobrowolnie udać się na leczenie klimatyczne do kraju w którym nie praktykuje się ekstradycji a i wtedy nie miałby pewności swego bezpieczeństwa. W końcu to Wszechwiedząca. Przy okazji Ponury dowiedział się, iż do grona osób śledzących jego zmagania z rzeczywistością należy równiez Wszechwiedząca, co mocno połechtało jego próżność. Spotkanie, jak już się Ponury pochwalił, przebiegło w radosnej atmosferze, którą zapoczątkowało zdarzenie, którego Ponury absolutnie się nie spodziewał. Zamawiając produkt

Ponury, jak?

"Parszywe płody Juutrzeeeenki o pustych oczach i gnijących sercaaaaach!" - zaintonował radośnie Ponury, delektując się nieobecnością pozostałych mieszkańców willi. Po kilku bardzo nieciekawych tygodniach Ponury bardzo potrzebował chwili spokoju. takiego chwilowego nie-istnienia w świadomości reszty ludzi. Ponury otworzył puszkę Lekarstwa-Na-Chandrę, usiadł na niezmiennie trzeszczącym łożu i uśmiechnął się delikatnie. - Jeszcze tylko wyłączyć telefon i będzie idealnie - mruknął pod nosem, sięgając w stronę urządzenia, które w tym momencie postanowiło przywrócić Ponurego reszcie świata i ludzkości. Ponury wydał z siebie ni to stęknięcie, ni to westchnienie, lekko beknął i dokończył sięgania. - Ratunku, za co? -  jęknął Ponury po sprawdzeniu identyfikacji rozmówcy. Telefon od Mareczka wczesnym piątkowym popołudniem zwyczajnie nie mógł oznaczać nic dobrego. Ponury chwilę zwlekał z odebraniem, naiwnie licząc, że może się Mareczek znudzi. Telefon dzwonił uporczywie, nie dając Ponur