Ponury skrajnie wyczerpany mozolnym dniem pracy wrócil do apartamentu na autopilocie. Istnieje spora obawa, że w dniu, w którym chińska knajpka na rogu, przy której Ponury musi skręcić w uliczkę, przy której znajduje się willa, zniknie z mapy Większego-Miasta, nie trafi on do apartamentu tylko będzie się snuł i w końcu zaśnie komus na trawniku. Wyczerpanie Ponurego nie wiązało się ze stopniem komplikacji czynności zawodowych. Wynikało ono ze zmian personalnych na stanowisku osoby sprawdzającej fachowość i rzetelności pracy Ponurego. Dotychczasowy Ważny-Inspektor, którego Ponury szanował i nawet trochę polubił profesjonalne podejście do oceny efektów pracy, na skutek zapaści zdrowotnej kolejny dzień nie przyszedł do pracy. Do stanowiska Ważnego-Inspektora zastępczo została awansowana Nielubiana-Koleżanka. I w tym momencie Ponury już wiedział, że lekko nie będzie. Każda płytka drukowana, która wyszła spod rąk Ponurego została bardzo dokladnie sprawdzona, obwąchana, prawie że polizana, prześwietlona i poddana analizie radiologicznej. Po tych wszystkich zabiegach odłożona do specjalnie przygotowanego pojemnika i... skomentowana. Przez ręce Ponurego dziennie takich plytek przechodzi kilkadziesiąt. Po pierwszej godzinie takiej kontroli Ponury miał już świetnie zaplanowany wypadek w pracy, do pełni powodzenia brakowało mu tylko rozwiązania problemu zawalenia się dachu na żądanie. Po drugiej godzinie do orgii kontroli dołączone zostały reklamacje. Bo tu Ponury trochę za mało, a tu jest plamka, tam troszeczkę zbyt wiele a tutaj jeszcze-jeden-szczegół-bez-znaczenia-ale-mogę-się-przyczepić. Ponury w stanie ciężkiej irytacji i w przekonaniu, że zaraz pójda mu zawory postanowił kontratakować. - Jasne, poprawię, nie ma sprawy. Weź je odłóż gdzieś na bok i potem się nimi zajmę. Albo jutro, jak skończę całą resztę. Teraz mam sporo roboty więc muszą poczekać. Dzięki! - radośnie wygłosil w lokalnym języku Ponury z przyjemnym wyrazem twarzy i wtedy Coś-Się-Stało. Nielubiana-Koleżanka jakby nagle straciła na poczuciu własnej ważności. Radość z możliwości czepiania się wyparowała błyskawicznie. Kamfora w porównaniu z wyparowaniem radości wlecze się jak żółw w ciąży pod górę w trakcie huraganu. Nie padło ani jedno słowo komentarza. Nie wróciła ani jedna płytka. Ponury jednakże nie zdążył skapitalizować sukcesu, gdyż czas pracy dobiegł końca. Ponury, stwierdziwszy ten radosny fakt, bez słowa pożegnainia czyli jak zwykle grubiańsko i chamowato, poszedł się przebrać i powrócił do apartamentu, niezbyt rejestrując otaczający go świat. W apatramencie Ponury przypomniał sobie, że musi iść kupić kawe iu mleko albo poranek bedzie jeszcze bardziej nieprzyjemny niż zwykle i lepiej by uzupełnił te braki zanim usiądzie na tyłku. Od jakiegoś czasu Ponury wykazuje brak zdolności do wykonania nawet prostych czynności, jeśli nie zrobi tego zaraz po powrocie do apartamentu. Przed zdjęciem obuwia i posadzeniem dobrze zaizolowanej termicznie częsci ciała na łóżku lub w fotelu. Zdjęcie i/lub posadzenie wyklucza Ponurego z aktywnego uczestnictwa w czymkolwiek na długie godziny, Lekarz pierwszego kontaktu nie potrafił określić przyczyn, zalecił jedynie paracetamol trzy razy dziennie. Tak profilaktycznie. Ponury zmuszony do radykalnych kroków wziął plecak i udał się na zakupy. W międzyczasie pogoda z może-wyjdzie-słońce zmieniła się na zaraz-będzie-padać i Ponury musiał zagęścić kroki, inaczej w perspektywie miał udział w wyborach kto gorzej wygląda w mokrej koszulce z szansą na miejsce na podium. Zakupy poszły szybko - Ponury bardzo chciał uniknąć udziału - i z plecakiem wypełnionym kawa, mlrkirm i innymi dobrami jadalnymi oraz w znacznie lepszym nastroju Ponury dziarsko pomaszerował w kierunku apartamentu. W pewnym momencie do Ponurego podbiegło małe, białe w większości nie licząc szarego mechanizmu napędowego, bardzo puchate i bardzo - o czym Ponury przekonał sie po wyjęciu słuchawek z uszu - głośne zwierzątko. Ujadając jak cziłała (Ponury wie jak to się pisze, ale nie będzie się popisywał) po dwóch energetykach i energicznie machając ogonem, stworzonko podbiegało do Ponurego, wyszczekiwało coś (Ponury nie wie co, ale dla świętego spokoju zakłada, że to były zwykłe pogróżki typu: zaraz ciebie zjem albo rozszarpię ci gardło) i szybko odbiegało na odległość paru metrów by zaraz wrócić i powtórzyć całą szczekanino-bieganine od nowa. Scenka ta tak rozbawiła Ponurego, że przykucnął przed pieskiem (do tego, że to piesek Ponury doszedł po szczekaniu i merdaniu ogonkiem), który ponownie podbiegł, powąchał wyciągnięte łapsko Ponurego, wyłączył fonię i lekko dysząc dał się pogłaskać. Ponury zdaje sobie sprawę, że nie było to najmądrzejsze z jego strony, ale też nigdy nie twierdził, że jest mądry czy inteligentny. Poza tym, nic się nie stało. Psina, którą Ponury zakwalifikował do rasy owczarków nizinnych mieszanych niskopiennych, poddawała się głaskaniu gdy zza rogu wytruchtała jej właścicielka. O sympatycznej aparycji i rubensowskich kształtach. Wagowo pewnie w okolicach Ponurego. Ponury spodziewał się ataku i oskarżeń o znęcanie się nad zwierzakiem, możliwe że o próbę porwania również i nastawił sie defensywnie. Ku jego zaskoczeniu spotkała go lawina przeprosin i pytań czy owczarek nie zrobił Ponuremu krzywdy bo czasmi gryzie. W sumie dobrze się stało, że owczarek postanowil nie gryżć, Ponury nie wie, czy jego - w sensie, że Ponurego - szczepienia dalej są ważne.i niechciałby odpowiadać za skrzywdzenie owczarka. Ponury ze zgrzytem kolan podniósł swe cielsko, poinformował o braku krzywd ze strony owczarka, przeprosił za kłopot - bo nie ma możliwości by sie Rubensowska-Panienka złożyła w kucki tak jak Ponury w trakcie glaskania, co owczarkowi bardzo odpowiadało, o czym Rubensowska-Panienka jeszcze nie wie - i pomaszerował w swoją stronę jakiś taki pogodniejszy. Jakoś przeżyje te dwa dni. Potem długi łikend.
To, że żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary, Ponury wie aż za dobrze. Z doświadczenia własnego i innych nerdów ze słabością do proszącej Płci-Pięknej-Lub-Nie. Przez bardzo długi czas Ponuremu udawało się nie ulegać owym prośbom, czym zyskał opinię gbura i buca - żadna nowość, Ponury jest gburem i bucem - co spływało po nim jak woda po kaczce, która dawno darowała sobie właściwa dietę. Zupełnie jak Ponury. Wszystko co dobre jednak szybko się kończy i kilka dni temu do Ponurego zadzwoniła Młoda-Mama, której laptop odszedł tam, gdzie zwykle odchodzą laptopy, którym iskrzy się z gniazda zasilania. - Ponury! Ratuj, jeśli nie pomożesz to ja nie wiem, co zrobie! - rozedrgane i płaczliwe wezwanie o pomoc rozległo się w głośniczku komórki Ponurego, który miał słabszy dzień i odebrał połączenie bez wcześniejszego sprawdzenia, kto dzwoni. - No cześć - entuzjastycznie inaczej odpowiedział Ponury, wział głeboki oddech i przystapił do wstępnego badania problemu - coś zrobiła? - No ja wziełam
Komentarze
Prześlij komentarz