Przejdź do głównej zawartości

Jak nie kluczem - to śmiechem

Klucz kolejny raz zeskoczył z łba nakrętki, przy okazji przecinając skórę na kostkach Ponurego. - O żesz urwał ałć! - warknął Ponury w dolnych rejestrach słyszalności, jednocześnie rozglądając się w którą stronę cisnąć niewdzięczne narzędzie i tym samym dać upust frustracji. Każdy brany pod uwagę kierunek miał jednak pewne mankamenty, jak na przykład szyby w oknach, zaparkowane samochody czy dzieci na placu zabaw i Ponury musiał zrezygnować z ustanowienia nowego rekordu świata w ciśnięciu kluczem płaskim w dal. - Szlag by to trafił, akurat ta ręka jest mi bardziej potrzebna. W pełni sprawna a nie z obdartymi kostkami, które dopiero jutro pokażą mi, jak bardzo takie drobne skaleczenia potrafią uprzykrzyć życie - Ponury płaczliwie i półgłosem poskarżył się drzwiom garażu, lecz te, najwyraźniej nie doceniając rozgrywającego się przed nimi dramatu, milczały jak to drzwi garażowe mają w zwyczaju. Ponury, który w odkładaniu spraw na potem/później, gdzie owo potem/później jest bliżej nieokreślonym momentem w przyszłości, osiągnął spora wprawę, po dwóch dniach haniebnego obijania się, postanowił podjąć próbę naprawy tylnego koła Kojota. I zabezpieczyć obydwa koła przed przebiciem, podregulować przerzutki i ustawić hamulce. Plan, wprawdzie niezbyt złożony, jednak okazał się dość czasochłonny i bolesny w realizacji, o czym Ponury przekonał się dotkliwie, gdy doszedł do etapu likwidacji ocierania się opony o ramę. Wnikliwe oględziny, dokonane w komfortowej inaczej pozycji w tak zwane kucki umocniły wcześniejsza diagnozę, którą Ponury postawił mniej więcej kilka dni temu i wystarczy poprawić osadzenie koła w widelcu, by po wszelkich ocieraniach ślad zaginął. A do tego wystarczy poluzować dwie nakrętki. Teoretyczna prostota naprawy nie wywołała w Ponurym żadnych oznak niepokoju a powinna. Jeszcze się tak w historii zmaganń Ponurego z mechaniką pojazdową nie zdażyło, by coś wyglądające na prostą czynność, taką się w realizacji okazało. Pierwsza nakrętka potraktowana kluczem płaskim i naciskiem cielska Ponurego uznała, że wszelki opór jest bezcelowy i łatwo dała się poluzować. Jej koleżanka z drugiego końca osi koła, zgorszona szybką kapitulacją poprzedniczki, stawiła zaciekły opór. Czy raczej zakamieniały opór? Bez względu na klasyfikację, wszelkie działania Ponurego nie przynosiły oczekiwanego efektu. Świadom swych ograniczeń percepcyjnych, Ponury dwa razy upewnił się, czy aby w dobrą stronę kręci i czy używa właściwego klucza. Z zadowoleniem zmieszanym z poczuciem ciężkiej irytacji Ponury stwierdził prawidłowe dobranie kierunku i narzędzia, którym ten kierunek starał się wymusić. - No nie bądź menda. Puść wreszcie! - wycedził Ponury, który w przypływie szaleństwa rozważał użycie kombinacji klucza i młotka murarskiego, co z pewnością skończyło by się jeśli nie tragicznie, to przynajmniej bardzo boleśnie. Szpitali Ponury nie lubi i stara sie tam nie bywać. Ponury zasiadł przy Kojocie i wrogo wpatrywał się w oporny kawałek metalu. Do podjęcia dalszych działań zmusił go sygnał bólowy wysłany z tej części anatomicznej, która miała kontakt z podłogą garażu. Ponury wstał, nałożył klucz na nakrętkę i w przypływie szaleństwa szarpnął w drugą stronę. Zgrzytnęło i nakrętka wykonała pól obrotu. - Nie no super! Zajedwabiście i normalnie miodzio! - skomentował swoje postępowanie - teraz ta cholera nigdy się nie ruszy! Brawo ty... - tknięty nagłym olśnieniem Ponury przerwał wesołą litanię pod swoim adresem. - Skoro nakrętka pozwoliła się dokręcić, to znaczy, że pozwoli się odkręcić, tylko trzeba ją potraktować znacznie większą siłą. Większą siłę zapewni mi dłuższe... - Ponury przerwał myślenie na głos, bowiem kątem oka dostrzegł Nową-Koleżankę, która z nieznanym Ponuremu dziewczęciem właśnie zmierzała w jego kierunku. - Cześć Ponury, naprawiłeś już? - zapytała Nowa-Koleżanka i nie czekając na odpowiedź Ponurego, zakręciła przednim kołem Kojota. - Faktycznie, nic nie ociera. Dobra, to my pędzimy - Nowa-Koleżanka z towarzyszką pomachały Ponuremu na pożegnanie i oddaliły się w swoją stronę a konkretnie do domu Nowej-Koleżanki. - Zaraz. Moment. Co tu się przed chwilą odegrało? - zapytał siebie Ponury i zaczął rechotać. - Pewnie, że nie ociera, przednie koło nigdy nie ocierało, buhehehehee! Mistrzostwo, normalnie mistrzostwo! Rozbawiony Ponury zapomnial o fizyce, biernym oporze materii i jak gdyby poprzednie dwe godziny nigdy nie miały miejsca, nałożył klucz na nakrętkę, nacisnął ze stęknięciem i po sekundzie tylne koło Kojota swobodnie przesuwało się w widelcu. - Za to normalnie należy mi się nagroda. Za dokonania w dziedzinie fizyki. Wpływ rechotu na metale żelazne - mruknął rozradowany Ponury i szybko zmienił położenie koła. Pozostałe zabiegi regulacyjno-korekcyje wraz z napompowaniem ogromnych kół Kojota przebiegły w atmosferze przyjemnego rozbawienia. Kostki rozbolą jutro

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary

To, że żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary, Ponury wie aż za dobrze. Z doświadczenia własnego i innych nerdów ze słabością do proszącej Płci-Pięknej-Lub-Nie. Przez bardzo długi czas Ponuremu udawało się nie ulegać owym prośbom, czym zyskał opinię gbura i buca - żadna nowość, Ponury jest gburem i bucem - co spływało po nim jak woda po kaczce, która dawno darowała sobie właściwa dietę. Zupełnie jak Ponury. Wszystko co dobre jednak szybko się kończy i kilka dni temu do Ponurego zadzwoniła Młoda-Mama, której laptop odszedł tam, gdzie zwykle odchodzą laptopy, którym iskrzy się z gniazda zasilania. - Ponury! Ratuj, jeśli nie pomożesz to ja nie wiem, co zrobie! - rozedrgane i płaczliwe wezwanie o pomoc rozległo się w głośniczku komórki Ponurego, który miał słabszy dzień i odebrał połączenie bez wcześniejszego sprawdzenia, kto dzwoni. - No cześć - entuzjastycznie inaczej odpowiedział Ponury, wział głeboki oddech i przystapił do wstępnego badania problemu - coś zrobiła? - No ja wziełam

Udany łikend

Znakomitą większość sobotniego popołudnia Ponury spędził rozkoszując się towarzystwem Wszechwiedzącej, przepłukując zmęczone organy mowy znakomitym produktem fermentacji alkoholowej słodu z dodatkiem chmielu. O czym były prowadzone rozmowy Ponury nie zamierza informować świata w żadnej formie, gdyż raz, że obiecał milczenie w tych tematach (a było ich wiele) a dwa, że nie będzie się narażal na odwet ze strony Wszechwiedzącej upubliczniając pewne fakty, które zostały omówione, gdyż musiałby dobrowolnie udać się na leczenie klimatyczne do kraju w którym nie praktykuje się ekstradycji a i wtedy nie miałby pewności swego bezpieczeństwa. W końcu to Wszechwiedząca. Przy okazji Ponury dowiedział się, iż do grona osób śledzących jego zmagania z rzeczywistością należy równiez Wszechwiedząca, co mocno połechtało jego próżność. Spotkanie, jak już się Ponury pochwalił, przebiegło w radosnej atmosferze, którą zapoczątkowało zdarzenie, którego Ponury absolutnie się nie spodziewał. Zamawiając produkt

Ponury, jak?

"Parszywe płody Juutrzeeeenki o pustych oczach i gnijących sercaaaaach!" - zaintonował radośnie Ponury, delektując się nieobecnością pozostałych mieszkańców willi. Po kilku bardzo nieciekawych tygodniach Ponury bardzo potrzebował chwili spokoju. takiego chwilowego nie-istnienia w świadomości reszty ludzi. Ponury otworzył puszkę Lekarstwa-Na-Chandrę, usiadł na niezmiennie trzeszczącym łożu i uśmiechnął się delikatnie. - Jeszcze tylko wyłączyć telefon i będzie idealnie - mruknął pod nosem, sięgając w stronę urządzenia, które w tym momencie postanowiło przywrócić Ponurego reszcie świata i ludzkości. Ponury wydał z siebie ni to stęknięcie, ni to westchnienie, lekko beknął i dokończył sięgania. - Ratunku, za co? -  jęknął Ponury po sprawdzeniu identyfikacji rozmówcy. Telefon od Mareczka wczesnym piątkowym popołudniem zwyczajnie nie mógł oznaczać nic dobrego. Ponury chwilę zwlekał z odebraniem, naiwnie licząc, że może się Mareczek znudzi. Telefon dzwonił uporczywie, nie dając Ponur