Niedziela Ponuremu minęła gównie na przekładaniu spraw na bliżej nieokreślone potem, dwie wycieczki do sklepu. Jedna, ta ważniejsza, po substancje niezbędne do podtrzymywania procesów życiowych Ponurego czyli kawy, mleka i... cukru. Ponury jest świadomy istnienia podziału na ludzi inteligentnych i słodzących kawę ale zasadniczo ma to gdzieś. I słodzi. Druga dotyczyła Kojota, który został fachowo przystrojony w licznik, który poinformuje Ponurego ile kilometrów/mil ma już w nogach, co powinno zracjonalizować to palące uczucie bólu każdego włókna w udach. Ponury liczy na to, że jeśli nie zrobi sobie krzywdy, na przykład zrywając przeciążony mięsień, to się organizm przyzwyczai i już nie będzie ta cała turystyka taka męcząca. Na dzień dzisiejszy organizm Ponurego ma w tym temacie swoje, zupełnie odmienne zdanie. W trakcie drugiej wyprawy Ponury z zainteresowaniem tłumionym pporywami zimnego wiatru pogapił sie przez chwilę na paradę ku czci św. Patryka i ku radości gawiedzi, zastanawiąjąc się, od kiedy parady z okazji dnia na cześć jakby nie patrzeć świętego Zielonej Wyspy wymaga oprawy rodem z karnawału w Rio i licząc, że któryś z rozlicznych rudzielców w końcu podda się wiatrowi i fiknie jeśli nie orła, to przynajmniej gołębia. Żaden nie fiknął, więc rozczarowany Ponury wrócił do willi. Kiedy Kojot był już przystrojony, w przestrzeni między uszami ponurego zaświtała myśł, że możeby tak pojechać na rekonesans trasy dojazdu do pracy, w końcu w poniedziałek będzie jechał w obie strony; szczęśliwie gradobicie przekonało Ponurego do pozostanie w willi i zrobienia prania. Przez resztę wieczoru Ponury obijał się haniebnie, aż w końcu stwierdził, że ma stan portfela i perspektywę żywienia do wypłaty (czyli do piątku) w głębokim poważaniu i do pracy pojedzie pociągiem. Potem ktoś mu zgasił światło.
...
Poniedziałkowy poranek (ten z gatunku Ponurego nie lubiących) rozpoczął się od wściekłego wrzasku budzika. Ponury nie pospał, bo męczyły go koszmary, a to jakies węże jadowite, a to utrata paszportu w Bangkoku czy w końcu wizja mieszkania z Filigranową na wspólnym mieszkaniu, w wariancie że ich wzajemne stosunki uległy dalszemu pogorszeniu... Ponury zerwał się, uciszył potworny dźwięk budzika i przy pomocy lewarka otworzył najpierw lewe a potem prawe oko. Po porannych obowiążkach obmywania części anatomicznych zewnętrzych, Ponura zrobił sobie kawy i mentalnie przygotwał sie na pierwszy dzień tygodnia pracy. Albo tak sobie tylko wmawiał, o czym przekonał się bardzo szybko. Jazda z dworca w Większym-Mieście jak zawsze była łatwa i przyjemna i Ponury nabrał przekonania, że to jednak będzie dobry dzień. Pierwszą napotkaną osobą (z tych, które Ponury zna) była Nowa-Koleżanka, z którą wymienił kilka zdań na temat minionego weekendu i kiedy Nowa-Koleżanka opowiedziała, jak się świetnie bawiła na karaoke, Ponury nie wytrzymał i stwierdził, że się nie nadaje na takie imprezy. Brak słuchu, uroda radiowa i głos do kina niemego. - Nie zgadzam się - stanowczo rzekła Nowa-Koleżanka - Głos jest w porządku a uroda to tak na wybieg. Wiesz, rozpuszczone włosy, tylko musiałbys klate opalić - zakończyła z wiele mówiącym uśmiechem. Ponury na chwile stracił funkcję mowy, dobrze że nic nie pił, bo na pewno by się zakrztusił i z starannie maskowanym wyrazem ulgi poszedł na swoje stanowisko pracy/biurko/modlitewnik albowiem nastał już czas obowiązków służbowych. Pomimo początkowych trudności z nabraniem tempa i rytmu pracy (po takiej nocy, każdy miałby problemy) Ponuremu udało się wykonać założona ilość i pod koniec pracy Nowa-Koleżanka wygłosiła kolejną bombę. Ubrała mianowicie rękawiczki i z tym swoim uśmiechem podeszła do Ponurego. - A teraz Cię przebadam - oznajmiła i przez głowe Ponurego przebiegła myśl o badaniu, które w jego wieku jeszcze nie jest konieczne, ale z tego co wie, w każdym wieku u heteroseksualnych mężczyzn/chłopców/niewłaściwe-skreślić, nieprzyjemne. - Wiesz co? Ja wiele tracę przy bliższym poznaniu - słabo bronił się Ponury. - Pozwolisz, że ocenię sama? - natychmiast zripostowała Nowa-Koleżanka i Ponury ocalał przed zabawą w doktora tylko i wyłącznie dzięki końcowi czasu pracy. Ponury w świetle tych wydarzeń mocno się zastanawia, czy ta herbatka w piątek to aby na pewno dobry pomysł. Wrażenia z trasy do domu Ponury przedstawi innym razem, ograniczając się dzisiaj do krótkiego stwierdzenia, że jazda choć obfitująca w ładne widoki jest na jego poziomie kondycyjnym absolutnie wyczerpująca i następnym razem pojedzie według wskazań nawigacji bez poszukiweania na własną rekę innych dróg, bo jedyne co zyskał to dodatkową godzine jazdy i jakieś 10 kilometrów/6mil ekstra. A nogi i tylne okolice nad nimi ogłosiły strajk okupacyjny.
...
Poniedziałkowy poranek (ten z gatunku Ponurego nie lubiących) rozpoczął się od wściekłego wrzasku budzika. Ponury nie pospał, bo męczyły go koszmary, a to jakies węże jadowite, a to utrata paszportu w Bangkoku czy w końcu wizja mieszkania z Filigranową na wspólnym mieszkaniu, w wariancie że ich wzajemne stosunki uległy dalszemu pogorszeniu... Ponury zerwał się, uciszył potworny dźwięk budzika i przy pomocy lewarka otworzył najpierw lewe a potem prawe oko. Po porannych obowiążkach obmywania części anatomicznych zewnętrzych, Ponura zrobił sobie kawy i mentalnie przygotwał sie na pierwszy dzień tygodnia pracy. Albo tak sobie tylko wmawiał, o czym przekonał się bardzo szybko. Jazda z dworca w Większym-Mieście jak zawsze była łatwa i przyjemna i Ponury nabrał przekonania, że to jednak będzie dobry dzień. Pierwszą napotkaną osobą (z tych, które Ponury zna) była Nowa-Koleżanka, z którą wymienił kilka zdań na temat minionego weekendu i kiedy Nowa-Koleżanka opowiedziała, jak się świetnie bawiła na karaoke, Ponury nie wytrzymał i stwierdził, że się nie nadaje na takie imprezy. Brak słuchu, uroda radiowa i głos do kina niemego. - Nie zgadzam się - stanowczo rzekła Nowa-Koleżanka - Głos jest w porządku a uroda to tak na wybieg. Wiesz, rozpuszczone włosy, tylko musiałbys klate opalić - zakończyła z wiele mówiącym uśmiechem. Ponury na chwile stracił funkcję mowy, dobrze że nic nie pił, bo na pewno by się zakrztusił i z starannie maskowanym wyrazem ulgi poszedł na swoje stanowisko pracy/biurko/modlitewnik albowiem nastał już czas obowiązków służbowych. Pomimo początkowych trudności z nabraniem tempa i rytmu pracy (po takiej nocy, każdy miałby problemy) Ponuremu udało się wykonać założona ilość i pod koniec pracy Nowa-Koleżanka wygłosiła kolejną bombę. Ubrała mianowicie rękawiczki i z tym swoim uśmiechem podeszła do Ponurego. - A teraz Cię przebadam - oznajmiła i przez głowe Ponurego przebiegła myśl o badaniu, które w jego wieku jeszcze nie jest konieczne, ale z tego co wie, w każdym wieku u heteroseksualnych mężczyzn/chłopców/niewłaściwe-skreślić, nieprzyjemne. - Wiesz co? Ja wiele tracę przy bliższym poznaniu - słabo bronił się Ponury. - Pozwolisz, że ocenię sama? - natychmiast zripostowała Nowa-Koleżanka i Ponury ocalał przed zabawą w doktora tylko i wyłącznie dzięki końcowi czasu pracy. Ponury w świetle tych wydarzeń mocno się zastanawia, czy ta herbatka w piątek to aby na pewno dobry pomysł. Wrażenia z trasy do domu Ponury przedstawi innym razem, ograniczając się dzisiaj do krótkiego stwierdzenia, że jazda choć obfitująca w ładne widoki jest na jego poziomie kondycyjnym absolutnie wyczerpująca i następnym razem pojedzie według wskazań nawigacji bez poszukiweania na własną rekę innych dróg, bo jedyne co zyskał to dodatkową godzine jazdy i jakieś 10 kilometrów/6mil ekstra. A nogi i tylne okolice nad nimi ogłosiły strajk okupacyjny.
Komentarze
Prześlij komentarz