Przejdź do głównej zawartości

Ból w zadzie. I nogach.

Po wczorajszym powrocie do willi Ponury żywi szczerą, niczym nie zachwianą nienawiść do drogi A6, kilku podjazdów, przez które ona biegnie i... siodełka Kojota. Kojot to rower Ponurego, który z uporem godnym lepszej sprawy naprawia i konserwuje. Kojota Ponury kupił używango, w stanie całkowitego zaniedbania i braku serwisu. W tym przypadku z Ponurym jest jak z Filigranową i pomysłami na rękodzieło ludowe, którym swego czasu zaskakiwała Ponurego - kupienie nowego wyjdzie taniej, ale to pójście na łatwiznę. I bez przyjemności tworzenia, lub w tym konkretnym przypadku, uwalania się smarem po łokcie, zdarcia kostek na zapieczonych śrubach, gdy klucz zeskoczy i całej gamy wyrafinowanych przekleństw i porównań wygłoszonych pod bliżej nie określonym adresem. W każdym razie Ponury dzisiaj składa się głownie z zakwasów i bólu tego miejsca, które spoczywa na siodełku roweru. Ponury do pracy dotarł jak zwykle, najpierw pociągiem a potem ostatnie kilometry w siodełku. Tak samo, tylko w odwrotnej kolejności, zrobił w drodze powrotnej, bo na sama myśl o jeździe robiło mu się słabo. Sam dzień w pracy należął jak zwykle do sympatycznie przyjemnych, choć Specjaliska-Od-Technologii ze względu na natłok zajęć, podeszła do Poonurego tylko kilka razy. Szczerze mówiąc, Ponury był (w dalszym ciągu jest) w takiej kondycji, że nawet poczucie humoru i wrażliwość-na-kobiece-wdzięki słabo mu działały. Ponury nie może wykluczyć, że w sumie dobrze się stało, iż jego zazwyczaj sprawnie funkcjonujący organizm kazał mu sie odczepic i skupić tylko na pracy. Ponury jest przekonany, iż gdyby na komentarz Specjalistki-Od-Technologii, że rower Ponurego ma takie duuuże opony, odpowiedział słowami, które przemknęły mu przez głowę - nie tylko opony w rowerze mam duże - mogłoby się to niezbyt ciekawie zakończyć. Najpewniej zakończyłoby to karierę Ponurego a tego on bardzo nie chce. Na szczęście Ponury miał wybitne trudności w formułowaniu zdań w lokalnym języku, więc ograniczył się do potaknięcia. Nowa-Koleżanka, która jak Ponury podejrzewał wcześniej, jest posiadaczką męża-i-potomstwa, co jednak nie przeszkodziło Jej w zaproszeniu Ponurego na... herbatkę, jeśli bedzie Ponuremu kiedyś po drodze. Pewnie nie będzie. Gdyby ktoś nie wiedział, Kojot wygląda tak. Ponury wygląda inaczej ale zdjęcia nie zamieści.
W willi Ponurego zastało istne pandemonium i Ponury ma dwie opcje. Albo się Filigranowa postanowiła wyprowadzić, bo graty ma absolutnie wszędzie albo w końcu się przeprowadza do nowego apartamentu. Filigranowa od wczoraj po zadymie z drzwiami do willi nie dostrzega obecności Ponurego a on odpłaca jej tym samym. Skutkiem takiego rozwoju wydarzeń Filigranowa wszystko robi sama, sapaiąc przy tym jak lokomotywa a Ponury ma to wszystko gdzieś. Mściwy padalec.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary

To, że żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary, Ponury wie aż za dobrze. Z doświadczenia własnego i innych nerdów ze słabością do proszącej Płci-Pięknej-Lub-Nie. Przez bardzo długi czas Ponuremu udawało się nie ulegać owym prośbom, czym zyskał opinię gbura i buca - żadna nowość, Ponury jest gburem i bucem - co spływało po nim jak woda po kaczce, która dawno darowała sobie właściwa dietę. Zupełnie jak Ponury. Wszystko co dobre jednak szybko się kończy i kilka dni temu do Ponurego zadzwoniła Młoda-Mama, której laptop odszedł tam, gdzie zwykle odchodzą laptopy, którym iskrzy się z gniazda zasilania. - Ponury! Ratuj, jeśli nie pomożesz to ja nie wiem, co zrobie! - rozedrgane i płaczliwe wezwanie o pomoc rozległo się w głośniczku komórki Ponurego, który miał słabszy dzień i odebrał połączenie bez wcześniejszego sprawdzenia, kto dzwoni. - No cześć - entuzjastycznie inaczej odpowiedział Ponury, wział głeboki oddech i przystapił do wstępnego badania problemu - coś zrobiła? - No ja wziełam

Udany łikend

Znakomitą większość sobotniego popołudnia Ponury spędził rozkoszując się towarzystwem Wszechwiedzącej, przepłukując zmęczone organy mowy znakomitym produktem fermentacji alkoholowej słodu z dodatkiem chmielu. O czym były prowadzone rozmowy Ponury nie zamierza informować świata w żadnej formie, gdyż raz, że obiecał milczenie w tych tematach (a było ich wiele) a dwa, że nie będzie się narażal na odwet ze strony Wszechwiedzącej upubliczniając pewne fakty, które zostały omówione, gdyż musiałby dobrowolnie udać się na leczenie klimatyczne do kraju w którym nie praktykuje się ekstradycji a i wtedy nie miałby pewności swego bezpieczeństwa. W końcu to Wszechwiedząca. Przy okazji Ponury dowiedział się, iż do grona osób śledzących jego zmagania z rzeczywistością należy równiez Wszechwiedząca, co mocno połechtało jego próżność. Spotkanie, jak już się Ponury pochwalił, przebiegło w radosnej atmosferze, którą zapoczątkowało zdarzenie, którego Ponury absolutnie się nie spodziewał. Zamawiając produkt

Ponury, jak?

"Parszywe płody Juutrzeeeenki o pustych oczach i gnijących sercaaaaach!" - zaintonował radośnie Ponury, delektując się nieobecnością pozostałych mieszkańców willi. Po kilku bardzo nieciekawych tygodniach Ponury bardzo potrzebował chwili spokoju. takiego chwilowego nie-istnienia w świadomości reszty ludzi. Ponury otworzył puszkę Lekarstwa-Na-Chandrę, usiadł na niezmiennie trzeszczącym łożu i uśmiechnął się delikatnie. - Jeszcze tylko wyłączyć telefon i będzie idealnie - mruknął pod nosem, sięgając w stronę urządzenia, które w tym momencie postanowiło przywrócić Ponurego reszcie świata i ludzkości. Ponury wydał z siebie ni to stęknięcie, ni to westchnienie, lekko beknął i dokończył sięgania. - Ratunku, za co? -  jęknął Ponury po sprawdzeniu identyfikacji rozmówcy. Telefon od Mareczka wczesnym piątkowym popołudniem zwyczajnie nie mógł oznaczać nic dobrego. Ponury chwilę zwlekał z odebraniem, naiwnie licząc, że może się Mareczek znudzi. Telefon dzwonił uporczywie, nie dając Ponur