Przejdź do głównej zawartości

Jak nie lubisz, to nie połykaj

Do licznych przywar i mankamentów w dniu wczorajszym Ponury dostał, poniekąd do kompletu, spory ból gardła. Padła nawet sugestia, że to może być męska grypa, ale sama nazwa wskazuje, że Ponurego ta choroba nie dotyczy. Przypadłość sprawiła, że Ponury stał się... ponury i gburowaty jeszcze bardziej niż zwykle co i tak nie miało wpływu na jego otoczenie. Ponury podjął leczenie domowymi sposobami, czyli płukanie gardła woda z solą. Himalajską. Taka fanaberia. Fanaberie Ponurego zazwyczaj kończą się źle i jakżeby inaczej, płukane gardło roztworem tejże luksusowej soli, uprzejmie przepuściło odrobinkę lekarstwa. Ponury skrzywił paszczękę, co jest wyczynem, gdy w paszczęce znajduje sie sporo luksusowego roztworu i pozwolił tej odrobince na bliższe zapoznanie z żołądkiem. Co mu będzie żałował, niech też coś z tej kuracji ma. W końcu Ponury czasami ma gest. Żołądek, którego zawartość miała w składzie głównie kwas i jedną zupkę krem z pieczarek (Ponury osobiście zalał zawartośc torebki wrzątkiem), nie po raz pierwszy okazał się niewdzięcznikiem, padalcem i po-prostu-dno-i-wodorosty. Tak hojne udostępniony specyfik postanowił odesłac do nadawcy. Natychmiast. W pakiecie dodając kwas i zupkę. Spedycja ekspresowa, nie trzeba nigdzie podpisywać, zabieraj-pan-ten-badziew. Ponury postawił oczy-w-słup i przez dłuższą chwilę przekonywał żołądek, żę-naprawdę-nie-trzeba-i-to-jest-zdrowełamanenasmaczne-tylko-daj-potrawie-szanse. Do tragedii nie doszło, na szczęście Ponurego, bo sprzątanie kuchni jako metoda spędzania czasu wolnego nigdy nie była jego ulubioną. Wyboista kuracja podziałała, rano Ponury wydał zwykłe odgłosy paszczą i pokarmy stałe wchodziły weń gładko. Cudownie uzdrowiony, z lekka niechęcią do solonych potraw Ponury pognał do pracy. Dzień ku wielkiemu rozczarowaniu Ponurego był spokojny, nawet Nowa-Koleżanka specjalnie nie zagadywała. Za taki zawód Ponury wini osobę Dyrektora-Czy-Może-Menadżera-Głównego Bardzo-Dynamicznej-Firmy-Elektronicznej, który zamiast dokonywać strategicznie ważnych wyborów i podejmować słuszne decyzje, postanowił rozprostowac nogi i z wyżyn swego Gabinetu zstąpić by-blaskiem-swem-opromienić szeregowych pracowników. Zaszczytu owego Ponury wraz z resztą Załogi/Zespołu/Team'u doznawał całą zmianę.
Ponury ma w planach nieco wcześniej niż zwykle, to znaczy PRZED północą udać się na zasłużony (kombatant z tego Ponurego, nie ma co) odpoczynek, gdyż wypada mu jutro wyglądać i przyswajać uszami/oczami/mózgiem. Tak wysoko postawiona poprzeczka wynika z tego, iz Ponury jutro, wczesnym-świtem-koło-południa będzie się widział z Wszechwiedzącą. Ploteczki, podziękowania, takie tam zwykłe spotkanie robocze. Dylemat czym pachnieć Ponury rozwiąże jak wstanie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary

To, że żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary, Ponury wie aż za dobrze. Z doświadczenia własnego i innych nerdów ze słabością do proszącej Płci-Pięknej-Lub-Nie. Przez bardzo długi czas Ponuremu udawało się nie ulegać owym prośbom, czym zyskał opinię gbura i buca - żadna nowość, Ponury jest gburem i bucem - co spływało po nim jak woda po kaczce, która dawno darowała sobie właściwa dietę. Zupełnie jak Ponury. Wszystko co dobre jednak szybko się kończy i kilka dni temu do Ponurego zadzwoniła Młoda-Mama, której laptop odszedł tam, gdzie zwykle odchodzą laptopy, którym iskrzy się z gniazda zasilania. - Ponury! Ratuj, jeśli nie pomożesz to ja nie wiem, co zrobie! - rozedrgane i płaczliwe wezwanie o pomoc rozległo się w głośniczku komórki Ponurego, który miał słabszy dzień i odebrał połączenie bez wcześniejszego sprawdzenia, kto dzwoni. - No cześć - entuzjastycznie inaczej odpowiedział Ponury, wział głeboki oddech i przystapił do wstępnego badania problemu - coś zrobiła? - No ja wziełam

Udany łikend

Znakomitą większość sobotniego popołudnia Ponury spędził rozkoszując się towarzystwem Wszechwiedzącej, przepłukując zmęczone organy mowy znakomitym produktem fermentacji alkoholowej słodu z dodatkiem chmielu. O czym były prowadzone rozmowy Ponury nie zamierza informować świata w żadnej formie, gdyż raz, że obiecał milczenie w tych tematach (a było ich wiele) a dwa, że nie będzie się narażal na odwet ze strony Wszechwiedzącej upubliczniając pewne fakty, które zostały omówione, gdyż musiałby dobrowolnie udać się na leczenie klimatyczne do kraju w którym nie praktykuje się ekstradycji a i wtedy nie miałby pewności swego bezpieczeństwa. W końcu to Wszechwiedząca. Przy okazji Ponury dowiedział się, iż do grona osób śledzących jego zmagania z rzeczywistością należy równiez Wszechwiedząca, co mocno połechtało jego próżność. Spotkanie, jak już się Ponury pochwalił, przebiegło w radosnej atmosferze, którą zapoczątkowało zdarzenie, którego Ponury absolutnie się nie spodziewał. Zamawiając produkt

Ponury, jak?

"Parszywe płody Juutrzeeeenki o pustych oczach i gnijących sercaaaaach!" - zaintonował radośnie Ponury, delektując się nieobecnością pozostałych mieszkańców willi. Po kilku bardzo nieciekawych tygodniach Ponury bardzo potrzebował chwili spokoju. takiego chwilowego nie-istnienia w świadomości reszty ludzi. Ponury otworzył puszkę Lekarstwa-Na-Chandrę, usiadł na niezmiennie trzeszczącym łożu i uśmiechnął się delikatnie. - Jeszcze tylko wyłączyć telefon i będzie idealnie - mruknął pod nosem, sięgając w stronę urządzenia, które w tym momencie postanowiło przywrócić Ponurego reszcie świata i ludzkości. Ponury wydał z siebie ni to stęknięcie, ni to westchnienie, lekko beknął i dokończył sięgania. - Ratunku, za co? -  jęknął Ponury po sprawdzeniu identyfikacji rozmówcy. Telefon od Mareczka wczesnym piątkowym popołudniem zwyczajnie nie mógł oznaczać nic dobrego. Ponury chwilę zwlekał z odebraniem, naiwnie licząc, że może się Mareczek znudzi. Telefon dzwonił uporczywie, nie dając Ponur