Przejdź do głównej zawartości

"My to Panie dobre radio robimy".

W ramach porządkowania Ponury o mały włos nie wybił sobie zębów o sprzęt, którego całe wieki temu używał kilka razy w tygodniu - konsola mikserska. Ponury po wygłoszeniu krótkiej inwokacji do pogańskich bogów w barbarzyńskim narzeczu wyciągnął rzeczoną konsolę z pudła i dał się ponieść fali wspomnień... Ponury robił Radio. Albo raczej radio, bo jednak poza poziom zapalonego amatora nigdy nie udało mu sie wyjść, choć bardzo się starał. Mowa tu o czasach zamierzchłych, jeszcze sprzed okresu, gdy Kosmosem Ponurego niepodzielnie rządziło Nieszczęście. Zresztą to właśnie wina radia (tak Ponury, tak sobie to tłumacz), że się Nieszczęście w życiu Ponurego pojawiła i zostawiła po sobie jedno ziemi spalonej pas... No dobra, winę również ponosi pewnien Redaktor Muzyczny ale Jemu Ponury zawsze wybaczy. W przeciwieństwie do Filigranowej czy Nieszczęścia właśnie. Ale Ponury zbacza z tematu.
Radio w wykonaniu Ponurego, który nie bójmy się tego powiedzieć, ma urodę radiową i głos w sam raz do kina niemego, było intrygującym czy raczej mocno niepokojącym/przykrym doznaniem dla słuchaczy. A trochę ich było, co pomimo upływu czasu nie przestaje Ponurego zadziwiać. I znowu w chorym umyśle Ponurego (wczoraj odstawił gdzieś leki i nie może ich znaleść) pojawiła sie myśl - a może by tak znowu jakieś dwie godzinki w tygodniu ludzi podręczyć?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary

To, że żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary, Ponury wie aż za dobrze. Z doświadczenia własnego i innych nerdów ze słabością do proszącej Płci-Pięknej-Lub-Nie. Przez bardzo długi czas Ponuremu udawało się nie ulegać owym prośbom, czym zyskał opinię gbura i buca - żadna nowość, Ponury jest gburem i bucem - co spływało po nim jak woda po kaczce, która dawno darowała sobie właściwa dietę. Zupełnie jak Ponury. Wszystko co dobre jednak szybko się kończy i kilka dni temu do Ponurego zadzwoniła Młoda-Mama, której laptop odszedł tam, gdzie zwykle odchodzą laptopy, którym iskrzy się z gniazda zasilania. - Ponury! Ratuj, jeśli nie pomożesz to ja nie wiem, co zrobie! - rozedrgane i płaczliwe wezwanie o pomoc rozległo się w głośniczku komórki Ponurego, który miał słabszy dzień i odebrał połączenie bez wcześniejszego sprawdzenia, kto dzwoni. - No cześć - entuzjastycznie inaczej odpowiedział Ponury, wział głeboki oddech i przystapił do wstępnego badania problemu - coś zrobiła? - No ja wziełam

Udany łikend

Znakomitą większość sobotniego popołudnia Ponury spędził rozkoszując się towarzystwem Wszechwiedzącej, przepłukując zmęczone organy mowy znakomitym produktem fermentacji alkoholowej słodu z dodatkiem chmielu. O czym były prowadzone rozmowy Ponury nie zamierza informować świata w żadnej formie, gdyż raz, że obiecał milczenie w tych tematach (a było ich wiele) a dwa, że nie będzie się narażal na odwet ze strony Wszechwiedzącej upubliczniając pewne fakty, które zostały omówione, gdyż musiałby dobrowolnie udać się na leczenie klimatyczne do kraju w którym nie praktykuje się ekstradycji a i wtedy nie miałby pewności swego bezpieczeństwa. W końcu to Wszechwiedząca. Przy okazji Ponury dowiedział się, iż do grona osób śledzących jego zmagania z rzeczywistością należy równiez Wszechwiedząca, co mocno połechtało jego próżność. Spotkanie, jak już się Ponury pochwalił, przebiegło w radosnej atmosferze, którą zapoczątkowało zdarzenie, którego Ponury absolutnie się nie spodziewał. Zamawiając produkt

Ponury, jak?

"Parszywe płody Juutrzeeeenki o pustych oczach i gnijących sercaaaaach!" - zaintonował radośnie Ponury, delektując się nieobecnością pozostałych mieszkańców willi. Po kilku bardzo nieciekawych tygodniach Ponury bardzo potrzebował chwili spokoju. takiego chwilowego nie-istnienia w świadomości reszty ludzi. Ponury otworzył puszkę Lekarstwa-Na-Chandrę, usiadł na niezmiennie trzeszczącym łożu i uśmiechnął się delikatnie. - Jeszcze tylko wyłączyć telefon i będzie idealnie - mruknął pod nosem, sięgając w stronę urządzenia, które w tym momencie postanowiło przywrócić Ponurego reszcie świata i ludzkości. Ponury wydał z siebie ni to stęknięcie, ni to westchnienie, lekko beknął i dokończył sięgania. - Ratunku, za co? -  jęknął Ponury po sprawdzeniu identyfikacji rozmówcy. Telefon od Mareczka wczesnym piątkowym popołudniem zwyczajnie nie mógł oznaczać nic dobrego. Ponury chwilę zwlekał z odebraniem, naiwnie licząc, że może się Mareczek znudzi. Telefon dzwonił uporczywie, nie dając Ponur