Przejdź do głównej zawartości

Pożegnanie z Bliskim Wscho... znaczy z Miasteczkiem-Przy-Lotnisku

Wczorajszy dzień upłynął Ponuremu pod znakiem pakowania rozlicznego majątku w dostępne pojemniki i znoszeniu tych dóbr rozmaitych z apartamentu do fłaje willi. Pojemniki dorównywały lub nawet przewyższały swym ciężarem wagę Ponurego, który tym razem postanowił spakować się w jak najmniejszą ilość opakowań. Ponuremu przypomiały się czasy wczesnej młodości (późny trias lub wczesna kreda, w każdym razie dawno) i w porywie szaleńczego zaufania do swoich możliwości fizycznych postanowił dokonać zniesienia samodzielnie. Przedostatni pakunek sperlił Ponuremu czoło potem, lecz ten zignorował to - jak się później okazało - jedyne ostrzeżenie ze strony organizmu i zdecydowanym ruchem ręki usunął pot z czoła, niejako przy okazji ochlapując ścianę i pocwałował po kolejne pudło. Czule piastowany w obięciach metr sześcienny majatku w wiekowym kartonie miał pewne zastrzeżenia co do techniki podnoszenia, więc zaledwie po kilku krokach okazał swoje niezadowolenie nadpsuwając Ponurego w okolicy dolnego końca pleców. Ponury zaatakowany w tak zdradziecki sposób przez dłuższy moment pozostawał bez ruchu, przypominając jedną z instalacji sztuki współczesnej, jaką kiedyś oglądał. - No to milusio - wycedził Ponury - załatwiłem się na perłowo. I co ja do tego pudła wsadziłem, że tak upiornie ciężkie? Odpowiedź na to pytanie przyszła natychmiast. Nadgryziony zębem czasu i nieprawidłowym przechowywaniem karton doszedł do porozumienia z Grawitacją i uwolnił swoją zawartość. Książki. Solidnie wydane, opasłe tomiszcza zbombardowały stopy Ponurego, zmuszając go do rozstania się z resztą biblioteki w trybie natychmiastowym i powolnym pochyleniem się (wiadomo, kontuzja) nad stopami. jeden palec prawej stopy, trafiony kantem okładki, uważał się za złamany, ale Ponury szybko mu to wyperswadował, używając swojej ulubionej inwokacji do pogańskich bogów, wygłoszonej w barbarzyńskim narzeczu. Z gracją, wdziękiem i tempem żwawego geriatryka, Ponury wrócił do postawy homo sapiens erectus właściwej, oszacował pobojowisko i stwierdziwszy brak zastępczego opakowania bibliotecznego, uznał że czas najwyższy powrócić do Większego-Miasta na leczenie i spoczynek. Mając na uwadze, że dopiero połowa sukcesu została osiągnięta, Ponury nastawił budzik na - uwaga, drastyczny opis - czwartą rano i zasnął w trybie przyspieszonym.
Budzik z mściwą satysfakcją wyrwał Ponurego ze stanu spoczynku o zaplanowanej godzinie. Ponury najpierw uciszył natręta, przeciągnął się raz i drugi i nagle okazało się, że jest już dobrze po siódmej! Zachwycony tym faktem inaczej Ponury wypił dwa kubki kawy, wyrzucił zawartość walizki na łóżko, które zatrzeszczało jak zwykle nieprzyjaźnie i pocwałował na pociąg do Miasteczka-Przy-Lotnisku. W nocy nieruchomość nad dolnym końcem pleców, prawdopodobnie wystraszona trzeszczeniem łóżka, opuściła cielsko Ponurego, który z werwą i zapałem spakował bibliotekę, przetransportował resztę majątku do fłaje, z pomocą Kumpla-Z-Większego-Miasta przewiózl całość do nowego apartamentu skutecznie zmiejszając już ograniczoną przestrzeń życiową, wrócił do willi, posprzątał apartament i zdał klucze. W drodze na pociąg do Większego-Miasta Ponury spotkał Wszechwiedzącą, która wraz z Filigranową udawała sie na krótka przerwę urlopową. Ponury na życzliwe zainteresowanie Wszechwiedzącej pochwalił się zakończeniem bytowania w Miasteczku-Przy-Lotnisku, co spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem przez Wszechwiedzącą. - Ponury, zaproś mnie na kawę, jak już się zorganizujesz - delikatnie zasugerowała Wszechwiedząca, posyłając Ponuremu gigawatowy uśmiech. - Oczywiście, zdzwonimy się jak wrócisz - radośnie odparł Ponury, który wprawdzie nie widział wyrazu twarzy siedzącej obok Wszechwiedzącej Filigranowej, ale jest przekonany, iż był on nad wyraz nieprzyjemny. Jejku jej, jak Ponuremu przykro. Inna sprawa, że Ponury poczuł cos w rodzaju nostalgii w pociągu. Miasteczko-Przy-Lotnisku jako lokalizacja zawsze znajdowalo się na końcu listy Miejsc-W-Których-Ponury-Chce-Mieszkać i przeprowadzil się tylko ze względu na pracę. Ale mieszkało mu się bardzo dobrze. To znaczy, do czasu, zanim Jarzynie całkiem nie odbiło a Filigranowej nie pomieszały się kwestie lojalności.Przy okazji, Filigranowa w dalszym ciągu albo sypia na solarium albo zamiast podkładu używa kremu czekoladowego. Potem było mniej przyjemnie ale w dalszym ciagu całkiem nieźle. Gdy Ponury znalazł pracę w Większym-Mieście, konieczność relokacji stała się oczywista. Ponury rozpoczął nowy rozdział. Z ostrożnym entuzjazmem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary

To, że żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary, Ponury wie aż za dobrze. Z doświadczenia własnego i innych nerdów ze słabością do proszącej Płci-Pięknej-Lub-Nie. Przez bardzo długi czas Ponuremu udawało się nie ulegać owym prośbom, czym zyskał opinię gbura i buca - żadna nowość, Ponury jest gburem i bucem - co spływało po nim jak woda po kaczce, która dawno darowała sobie właściwa dietę. Zupełnie jak Ponury. Wszystko co dobre jednak szybko się kończy i kilka dni temu do Ponurego zadzwoniła Młoda-Mama, której laptop odszedł tam, gdzie zwykle odchodzą laptopy, którym iskrzy się z gniazda zasilania. - Ponury! Ratuj, jeśli nie pomożesz to ja nie wiem, co zrobie! - rozedrgane i płaczliwe wezwanie o pomoc rozległo się w głośniczku komórki Ponurego, który miał słabszy dzień i odebrał połączenie bez wcześniejszego sprawdzenia, kto dzwoni. - No cześć - entuzjastycznie inaczej odpowiedział Ponury, wział głeboki oddech i przystapił do wstępnego badania problemu - coś zrobiła? - No ja wziełam

Udany łikend

Znakomitą większość sobotniego popołudnia Ponury spędził rozkoszując się towarzystwem Wszechwiedzącej, przepłukując zmęczone organy mowy znakomitym produktem fermentacji alkoholowej słodu z dodatkiem chmielu. O czym były prowadzone rozmowy Ponury nie zamierza informować świata w żadnej formie, gdyż raz, że obiecał milczenie w tych tematach (a było ich wiele) a dwa, że nie będzie się narażal na odwet ze strony Wszechwiedzącej upubliczniając pewne fakty, które zostały omówione, gdyż musiałby dobrowolnie udać się na leczenie klimatyczne do kraju w którym nie praktykuje się ekstradycji a i wtedy nie miałby pewności swego bezpieczeństwa. W końcu to Wszechwiedząca. Przy okazji Ponury dowiedział się, iż do grona osób śledzących jego zmagania z rzeczywistością należy równiez Wszechwiedząca, co mocno połechtało jego próżność. Spotkanie, jak już się Ponury pochwalił, przebiegło w radosnej atmosferze, którą zapoczątkowało zdarzenie, którego Ponury absolutnie się nie spodziewał. Zamawiając produkt

Ponury, jak?

"Parszywe płody Juutrzeeeenki o pustych oczach i gnijących sercaaaaach!" - zaintonował radośnie Ponury, delektując się nieobecnością pozostałych mieszkańców willi. Po kilku bardzo nieciekawych tygodniach Ponury bardzo potrzebował chwili spokoju. takiego chwilowego nie-istnienia w świadomości reszty ludzi. Ponury otworzył puszkę Lekarstwa-Na-Chandrę, usiadł na niezmiennie trzeszczącym łożu i uśmiechnął się delikatnie. - Jeszcze tylko wyłączyć telefon i będzie idealnie - mruknął pod nosem, sięgając w stronę urządzenia, które w tym momencie postanowiło przywrócić Ponurego reszcie świata i ludzkości. Ponury wydał z siebie ni to stęknięcie, ni to westchnienie, lekko beknął i dokończył sięgania. - Ratunku, za co? -  jęknął Ponury po sprawdzeniu identyfikacji rozmówcy. Telefon od Mareczka wczesnym piątkowym popołudniem zwyczajnie nie mógł oznaczać nic dobrego. Ponury chwilę zwlekał z odebraniem, naiwnie licząc, że może się Mareczek znudzi. Telefon dzwonił uporczywie, nie dając Ponur