Ponury przebudził się, choć właściwie to został przez coś-małego-i-wrednego obudzony. Musiało być małe, bo duże by Ponury zauważył, choćby w trakcie tego krótkiego lotu z wysokości łóżka na podłogę. Ponury swym trzycyfrowym ciężarem walącym się na podłogę wprawił w stan przed zawałowy obsługę kilka stacji sejsmologicznych w okolicy, zapewnił lekkie palpitacje serca współmieszkańców oraz narobił hałasu. Dużo hałasu, albowiem jeszcze nie wybrzmiał dzwięk jego upaski a już z paszczy jego wydobył się najpierw jęk, potem stęknięcie płynnie przechodzące w potok przekleństw i innych bluźnierczych onomatopei wygłaszanych z zapałem we wszystkich dostępnych Ponuremu językach. Głośno. O 5:15 rano czasu lokalnego. Wszystkich stwierdzających schamienie Ponurego zaprasza on do eksperymentu: należy powtórzyć jego wyczyn, zarejestrować reakcję i wtedy się okaże, kto tu bardziej na tytuł Wice-Chama-Roku zasługuje. - No, po takim wstępie to może być już tylko lepiej - nieco zbyt optymistycznie zawyrokował Ponury, wyrzucając z pamięci jakże świeżą traumę brutalnego przebudzenia i zalewając organizm kofeiną. Obecność jednej z ulubionych substancji we krwiobiegu pobudziła synapsy Ponurgo do intensyfikacji iskrzenia, przez co Plan-Przeprowadzki-Do-Większego-Miasta powstał w trakcie podrózy do Bardzo-Dynamicznej-Firmy-Elektronicznej i tylko chciwość i poczucie obowiązku powstrzymało Ponurego od jego natychmiastowej realizacji. W pracy w związku z zaplanowanym na poniedziałek audytem do Bardzo-Ważnego-Certyfikatu, pierwsza godzina czasu pracy upłynęła na sprawdzaniu, czy aby-na-pewno-wszytsko-się-zgadza i zgadywaniu, czy się Srogi-Audytor będzie-czepiał-bardzo-czy-tylko-trochę. Ponury, któremu poziomy kofeiny zaczęły juz trochę zniżkować, żeby nie powiedzieć, że pikowały w dół nałebnaszyjęnara, z lekko złośliwym uśmieszkiem zapytał tylko, czy taki jeden kabelek-od-dostarczania-prądu nie powiniem mieć naklejki stwierdzającej, że jest on, ten kabelek, bezpieczy i nie zawiera na przykład azbestu czy plutonu i prąd z niego nie ucieka, bo inne kabelki obok mają, co sprawia że ten jeden jest widoczny ale jeśli tak ma być, to Ponury nie ma zastrzeżeń. To z pozoru niewinne pytanie wprawiło osobę-odpowiedzialną-za-przygotowania w stan jeszcze-lekkiego-zaniepokojenia i zmusiło do udania sie w poszukiwania Kogoś-Kto-O-Kabelkach-Wszystko-Wie. O ile Ponury się orientuje, poszukiwania trwały jeszcze długo po tym, jak oficjalnie zakończono dzień pracy. Na przerwie Nowa-Koleżanka, tak niby mimo chodem, niby od niechcenia i w żaden sposób nie zobowiązująco oznajmiła Ponuremu, że robi spaghetti i jeśli Ponury ma ochotę, to ona jest w domu od 19:00 więc Ponury może podejść. Możliwość darmowego nażarcia się przykuła uwagę Ponurego do treści wypowiedzianych przez Nową-Koleżankę słów. - Hm, w sumie to dlaczego nie. Zobaczę jak się wyrobię - Ponury odpowiedział dyplomatycznie. Trzeba mieć opcje i pewne kwestie lepiej by pozostały otwarte. - A powiedz mi jeszcze, Ponury, czy z tak zwanych afrodyzjaków czegoś nie jesz? - zapytała Nowa-Koleżanka i przez głowę Ponurego przemknęła myśl, że teraz to on już niczego nie zję, będzie czerpał energie ze słońca i powietrza, lecz uznał ją za zbyt absurdalną. - Z afrodyzjaków mówisz? - zapytał by zyskać na czasie Ponury, a po uzyskaniu odpowiedzi twierdzącej, doznał przebłyski geniuszu. - Kaszy gryczanej. W każdej postaci - odparł Ponury, któremu tym razem udał się wywołać zaskoczenie i chwile ciszy, którą wykorzystał na grzeczne pożegnanie się, kwestię posiłu omina szerokim łukiem i pognał do domu. Po odstawieniu Kojota do garażu, Ponury pokonał schody wiodące do apartamentu, usiadł na łózku i prawie natychmiast zapadł w sen, z którego ponownie został wyrwany dobrze po godzinie 22. Ponury może miec przerąbane w poniedziałek. I w inne dni też. Przez żołądek do serca mozna trafić, choć tu raczej zostanie uzyta droga na skróty. Przez mostek. Ostrym nożem.
To, że żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary, Ponury wie aż za dobrze. Z doświadczenia własnego i innych nerdów ze słabością do proszącej Płci-Pięknej-Lub-Nie. Przez bardzo długi czas Ponuremu udawało się nie ulegać owym prośbom, czym zyskał opinię gbura i buca - żadna nowość, Ponury jest gburem i bucem - co spływało po nim jak woda po kaczce, która dawno darowała sobie właściwa dietę. Zupełnie jak Ponury. Wszystko co dobre jednak szybko się kończy i kilka dni temu do Ponurego zadzwoniła Młoda-Mama, której laptop odszedł tam, gdzie zwykle odchodzą laptopy, którym iskrzy się z gniazda zasilania. - Ponury! Ratuj, jeśli nie pomożesz to ja nie wiem, co zrobie! - rozedrgane i płaczliwe wezwanie o pomoc rozległo się w głośniczku komórki Ponurego, który miał słabszy dzień i odebrał połączenie bez wcześniejszego sprawdzenia, kto dzwoni. - No cześć - entuzjastycznie inaczej odpowiedział Ponury, wział głeboki oddech i przystapił do wstępnego badania problemu - coś zrobiła? - No ja wziełam
Komentarze
Prześlij komentarz