Przejdź do głównej zawartości

Łasicowa

Ponury zdjął słuchawki z uszu i wzorem wystraszonego królika-albinosa najpierw kilka razy pociągnął nosem, z miernym skutkiem spróbował poruszyć uszami a na koniec rozejrzał się po apartamancie. Niestety, przykry dźwięk dobiegający spod koca na tym trzeszczącym wciąż meblu nie pozostawiał watpliwości - ktoś koniecznie próbował się do Ponurego dodzwonić, całkowicie ignorując fakt, że skoro Ponury nie odbiera, to może jest zajęty. Od paru tygodni Ponury faktycznie jest dosyć mocno zajęty i jak narazie jedynym wymiernym skutkiem tej zajętości jest przeraźliwe niewyspanie. Ponury nawet w swój najradośniejszy dzień jest - delikatnie mówiąc - ciężki w obsłudze a w stanie niewyspania normalna komunikacja i międzyludzkie interakcje zostają wyparte przez Zgryźliwość, Gburowatość i Stężony-Sarkazm. Ponury, świadom swego stanu oganiczył komunikację z resztą ludzkości do niezbędnego minimum, robiąc wyjątek dla Garstki-Wybranych. Telefon nie przestawał dzwonić i Ponury, zmuszony do reakcji ze zwykłym złośliwym uśmieszkiem na paszczęce, odebrał połączenie. - Ponury, Ponury, raaatuuuj! - damski głos oscylujący w granicach górnego C najpierw zmasakrował Ponuremu błonę bębenkową i przedarł się dalej, robiąc z przemęczonej zawartości czaszki lekko ściętą galaretkę. Możliwe, że pomarańczową. Ponury skrzywił się bardziej niż przy talerzu grysiku na kwaśno, ciężko westchnął i przygotował się psychicznie na rozmowę trudną i intelektualnie wyczerpującą. Dzwoniła Łasicowa a Ponury z doświadczenia wiedział, że Łasicowa wizualnie była znacznie przyjemniejsza niż akustycznie i aby rozmowa miała jakikolwiek sens, należało podjąć wysiłek formułowania prostych zdań i unikania trudniejszych słów. Kopytko, rowerek - jak najbardziej, tak ale taka Konstantynopolitańczykowianeczka już nie. Łasicową Ponury przelotnie poznał jeszcze za czasów życia w Miasteczku-Przy-Lotnisku, konkretniej to w czasie rozważania przeprowadzki do Większego-Miasta, podczas jednej z nielicznych wizyt u Mareczka. Łasicowa była osobą, jak to zostało Ponuremu przedstawione, niezwykle ważną dla Mareczka, który w dowód zaufania do Ponurego, zarekomendował go jako Specjalistę-Na-Wszelkie-Zło, niejako przy okazji przekazując numer telefonu. - Łasicowa, słuchaj. To jest Ponury, tu masz Jego komórkę, ja temu facetowi całkowicie ufam i jakbyś miała kiedykolwiek jakiś problem, to dzwoń do niego jak w dym i na bank Ci pomoże - wybrzęczał Mareczek a Łasicowa wypiszczała podziękowanie, wdzięcznie wstała z fotela prezentując przy tym to co mama dała i pomachawszy rączką, oddaliła się w bliżej nieokreślonym kierunku po schodach w dół. - Ty, mam pytanie - Ponury, którego ta cała sytuacja lekko ogłuszyła, odzyskał panowanie nad sobą - jak ona sie rozemocjonuje, to ludzie jeszcze ją słyszą, czy juz tylko nietoperze? Choć nie przeczę, przyjemny widok dla oka... Ponury, dla którego rozegrana przed chwilą scena pozostawała poza strefą zrozumienia, wbił wzrok w pąsowego Mareczka. - Ponury, nie bądź bydle, ok? To maja taka jakby przyjaciółka... No wiesz, taka moja Filigranowa - dokończył Mareczek z dużym trudem hamując wlewające się w wypowiedź czułe tony. Ponury spoważniał i uważnie przyjrzał się kumplowi. - Stary, niech ona bedzie dla Ciebie kimkolwiek. Przyjaciółką, partnerką czy kochanką. Obojętne. Byle tylko nie była Filigranową. Serio. Nie chcesz takiego obrotu sprawy i oby się tak nie stało. Tego Ci z całego mojego czarnego serducha życzę. Na chwilę w Mareczkowym apartamencie zapadła cisza. Ponury westchnął, potrząsnął zarostem i uznawszy, że podniosłych chwil na dzisiaj już wystarczy, podjął próbę ogarnięcia tematu, który był przyczyną jego bytności u Mareczka oraz dewastacji baterii napojów, czekających już na stoliku. Od tamtych jakże znamiennych wydarzeń upłynęło sporo czasu i Ponury zdąrzył zapomnieć o Łasicowej. Łasicowa o Ponurym jednak pamiętała a przeżyty przed chwilami paroma szok czy też trauma i dramat, znaczy tragedia normalnie, zmusił nieszczęsną do zadzwonienia do Wybawcy-Dam-W-Potrzebie, znanego pod mianem Ponury. - Błagam Ponury, straszna rzecz się stała! Odpadło mi lusterko w ałtkuuuu! Weź błagamproszeulitujsię i zrób coooooś! Ponury, świadomy możliwości akustycznych Łasicowej w pierwszej chwili trworznie spojrzał na okna swojego apartamentu, wiedziony obawą o stan szklenia. Na szczęście odległość od właścicielki pisku i wybrana metoda komunikacji nie dopuściły do strat i przeciągów. Ponury w błagalnym geście wzniósł głowę w górę, jednak szybko przypomniał sobie, że to bardzo zły kierunek według jego przekonań i stłamsiłwszych nagłą chęć przerwania połączenia, rozpoczął wypytywanie o jakie lusterko chodzi. Bo jeśli tej kretynce spadła w aucie puderniczka, to chyba go szlag trafi. Zaraz po niej, z tym że ją trafi Ponury. - No jaktojakie? To malutkie takie! Bo to w ogóle to było tak, że miałam w pracy strrrasznyyyy dzień, wiesz, normalnie masakra, bo musiałam od samego rana... - Ponury odsunął telefon od ucha na długość ramienia, westchnął cieżko, bo część tego barwnego opisu wychodziła poza dostępną mu skalę słyszalności. Łasicowa mówiła/piszczała jeszcze przez kilkanaście sekund o czymś az w końcu bomba poszła - ... i ja wtedy musiałam sprawdzić, czy się nie rozmazałam i jaki mam mejkap... - Na cycatą pandę... - złośliwe mruknął Ponury. - Co mówiłeś, przepraszam ale coś słabo słychać - wyraziła zainteresowanie Łasicowata. - A nie, nic, tak tylko komplementuję twe opanowanie w tej sytuacji - zgrabnie wybrnął Ponury, w duchu przeklinając czułość mikrofonu w komórce. - No i byłam trochę rozmazana, co mnie jeszcze bardziej zdenerwowało i tak trochę mocniej odsunęłam to skrzydełko od słońca i to lusterko, które tam jest się stłukło tak na pół! I co teraz? Przecież mogę mieć kłopoty! Bo policja i przegląd! - w głosie Łasicowej słychać było płaczliwe tony i Ponury w trosce o swój słuch, komfort psychiczny i możliwy opiernicz od Mareczka musiał podjąć Działania-Uspokajająco-Prewencyjne. - Łasicowa, jedyne kłopoty jakie możesz mieć to jeśli bedziesz pudrowac nosek na przykład na skrzyżowaniu. To raz. Dwa, to lustereczko nie jest potrzebne do prowadzenia samochodu, więc może być nie tylko pęknięte ale nawet rozbite w drobny mak. Po trzecie, jeśli jest ono niezbędne dla twego poczucia komfortu to możesz je spokojnie wymienić. A po czwarte i najważniejsze, jak dojedziesz na miejsce to niech ktoś te resztki wyciągnie, bo faktycznie mogą narobić kłopotów, jak się w trakcie jazdy pokaleczysz. A szkoda takiej buzi - Ponury zakończył wyliczankę z lekką obawą, czy nie przesadził z ilością informacji. Łasicowa przez chwilkę milczała - rozkoszna cisza - i przechodząc od zera do górnego C poniżej sekundy podziękowała wdzięcznie Ponuremu, jaki to on jest mądry, wspaniały i temu podobne. Ponury z lekkim rozbawieniem i sporą ulgą rzuciał telefon na łózko. Coś mu mówiło, że Łasicowa sie jeszcze nie raz odezwie. W wysokim C.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ponury, jak?

"Parszywe płody Juutrzeeeenki o pustych oczach i gnijących sercaaaaach!" - zaintonował radośnie Ponury, delektując się nieobecnością pozostałych mieszkańców willi. Po kilku bardzo nieciekawych tygodniach Ponury bardzo potrzebował chwili spokoju. takiego chwilowego nie-istnienia w świadomości reszty ludzi. Ponury otworzył puszkę Lekarstwa-Na-Chandrę, usiadł na niezmiennie trzeszczącym łożu i uśmiechnął się delikatnie. - Jeszcze tylko wyłączyć telefon i będzie idealnie - mruknął pod nosem, sięgając w stronę urządzenia, które w tym momencie postanowiło przywrócić Ponurego reszcie świata i ludzkości. Ponury wydał z siebie ni to stęknięcie, ni to westchnienie, lekko beknął i dokończył sięgania. - Ratunku, za co? -  jęknął Ponury po sprawdzeniu identyfikacji rozmówcy. Telefon od Mareczka wczesnym piątkowym popołudniem zwyczajnie nie mógł oznaczać nic dobrego. Ponury chwilę zwlekał z odebraniem, naiwnie licząc, że może się Mareczek znudzi. Telefon dzwonił uporczywie, nie dając Ponur

Sokoły, dzięcioły...

Ponury jak zwykle przerwę spędzał w Strefie-Piknikowej, racząc się świeżym powietrzem i unikając uczestnictwa w rozmowach reszty towarzystwa. Towarzystwo Ponurego, choć zdecydowanie żeńskie i wizualnie akceptowalne, od dłuższego czasu irytuje Ponurego tematyką dyskusji i poziomem wypowiedzi. Nie żeby Ponury sam był specjalnie błyskotliwy, ale są granice. Tego dnia nie było inaczej. Ponury, który każdą wolną chwilę poświęca na Pewien-Projekt, do swego zwykłego dyskontentu musiał dołożyć permanentny głód kofeiny, co mocno zaniżyło jego poziom tolerancji dla otoczenia. Towarzystwo o czymś tam rozmawiało, przerywając słowotok wybuchami perlistego śmiechu a Ponury starał się zrozumieć, dlaczego jego autorski skryp nie działa. W momencie, gdy Ponury był już bliski rozwiązania tego Ważkiego-Problemu, Nowa-Koleżanka wypuściła bombę. - Jakoś brakuje w tej firmie konkretnych facetów... - stwierdziła Nowa-Koleżanka z lekko złośliwym wyrazem twarzy - ... takich sokołów, na których aż chce się pa

Żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary

To, że żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary, Ponury wie aż za dobrze. Z doświadczenia własnego i innych nerdów ze słabością do proszącej Płci-Pięknej-Lub-Nie. Przez bardzo długi czas Ponuremu udawało się nie ulegać owym prośbom, czym zyskał opinię gbura i buca - żadna nowość, Ponury jest gburem i bucem - co spływało po nim jak woda po kaczce, która dawno darowała sobie właściwa dietę. Zupełnie jak Ponury. Wszystko co dobre jednak szybko się kończy i kilka dni temu do Ponurego zadzwoniła Młoda-Mama, której laptop odszedł tam, gdzie zwykle odchodzą laptopy, którym iskrzy się z gniazda zasilania. - Ponury! Ratuj, jeśli nie pomożesz to ja nie wiem, co zrobie! - rozedrgane i płaczliwe wezwanie o pomoc rozległo się w głośniczku komórki Ponurego, który miał słabszy dzień i odebrał połączenie bez wcześniejszego sprawdzenia, kto dzwoni. - No cześć - entuzjastycznie inaczej odpowiedział Ponury, wział głeboki oddech i przystapił do wstępnego badania problemu - coś zrobiła? - No ja wziełam