Piituu-piituu-piitu! Piituu-piituu-piitu! Piituu-piituu-piitu! - radosne pitolenie komórki wyrwało Ponurego ze stanu głębokieo skupienia wymiesznego z narastającą frustracją. Ponury, który w ramach pozbywania się złego samopoczucia rozebrał na części swój główny komputer, wyczyścił elegancko obudowę i poskładał wszystko razem a następnie poddał odnowioną maszynę testom obciążeniowym i wydajnościowym; w momencie rozpitolenia się telefonu próbował zrozumieć, dlaczego delta temperatur przy pełnym obciązeniu procesora jest tak niska i brak konstruktywnych wniosków niezwykle frustrował jego już wystarczająco zszarganą psychikę. Ta nieskomplikowana w swej strukturze melodyjka była najidiotyczniejszym i najbardziej irytującym dźwiekiem, w jaki producent był uprzejmy wyposażyć telefon Ponurego i oznaczał ni mniej ni więcej, jak to że dzwoniącym jest Mareczek. Ponury, któremu pare razy zdarzyło się odebrać niechciany telefon wyłącznie przez lenistwo, bo dane dzwoniącego bądź sam numer zawsze jest widoczny na wyświetlaczu, postanowił dla niektórych osób z jego obszernej listy kontaktów przypisać konkretne melodie, by móc zdecydować o odebraniu lub zignorowaniu telefonu jedynie po dźwięku, bez angażowania innych części anatomicznych. - No co tam u waszmości słychać? - zapytał Ponury uprzejmie i w oczekiwaniu na odpowiedź pociągnął łyk herbaty. - A w porządku. Dzięki. Ponury, mam ważne pytanie. Jakbyś miał się oświadczyć, to gdzie byś to zrobił? Masz w temacie jakies obycie, oświadczałes się już przecież - brzęczenie w głosie Mareczka zdradzało niezwykłe podenerwowanie a zadane pytanie mało nie utopiło Ponurego, który dokładnie w tej sekundzie dokonywał przełykania i herbatka poszła inną drogą niż zwykle. Ponury rozkaszlał się na modłę chronicznych gruźlików z minionej epoki i z trudem odzyskanym głosem wychrypiał: - Zaraz, chwila. Powoli panie szanowny. Po pierwsze primo to nie wygłaszaj takich rzeczy bez ostrzeżenia, bo będziesz miał mnie na sumieniu a po drugie primo, to o czym ty do mnie romawiasz?! Mareczek, którego ciężko było wyprowadzić z równowagi, najpierw przeprosił Ponurego za ten nieplanowany zamach na jego życie, po czym przystąpił do snucia wizji, o których opinia Ponurego była z tylko jemu znanych przyczyn, niezbędna. - Bo wiesz, ja tak się zastanawiałem jakby się tu oświadczyć, ale jakoś tak inaczej niż wszyscy - wybrzęczał z przejęciem. - Przyjacielu, wydaje mi się, że najpierw musimy ustalić dwa bardzo ważne elementy - Ponury, lekko ogłuszony komunikatem, zmobilizował wszystkie moce intelektualne, ten temat zaczynał go bawić i przybrawszy nieco bardziej rzeczowy ton, podjął konwersację. - O ile mi wiadomo, oświadczanie się wymaga posiadania dwóch Niezwykle-Istotnych-Elementów - wygłosił Ponury z miną i manierą profesora tuż przed sesją - mianowicie trzeba mieć komu się oświadczyć i do tego musisz mieć Rekwizyt o odpowiedniej liczbie karatów. Pytanie kontrolne: masz komu? - zakończył wykład Ponury z lekkim niepokojem oczekując odpowiedzi. Bo jeśli Mareczek zwariował na punkcie danej niewiasty na tyle, by się oświadczać, to sprawa jest bardzo poważna. I nie wypada zlekceważyć tematu, bo z tego mogą być konsekwencje dla Ponurego raczej przykrawe. - Nie, nie mam, ale wiesz, tak mie naszło. Bo miałem taki piękny sen niedawno... - rozmarzonym głosem odparł Mareczek i gdyby nie fakt, że Ponury jest przyzwyczajony do jego dziwacznych nastrojów, manier i braku poszanowania gramatyki języka, z całą pewnością wygłosiłby pod jego adresem Wiązankę-Magicznych-Słów. W Barbarzyńskim-Języku oczywiście. - Słuchaj, ty tak poważnie? - Ponury, który pozbył się herbaty z tchawicy i ogłuszenia z reszty anatomii, poczuł poważniejsze zaiteresowanie tematem. W końcu to tylko dwóch kumpli rozmawia o hipotetycznych oświadczynach. Temat jak każdy inny, jeśli się weźmie poprawkę, że to rozmowa Mareczka z Ponurym. - No całkiem poważnie. I dla dobra sprawy możemy przyjąć, że jest komu i pierścionek tez mam. Ponurym nie bądź świnia szczeciniasta. Weź no coś doradź, męczy mie to już kolejny dzień! - poprosił Mareczek. Ponury podrapał się po zaroście. Pytanie było nawet jak na Mareczka niestandardowe. I im bardziej Ponury się zastanawiał, tym bardziej koncepcja Oświadczyn-Innych-Niż-Wszystkie nabierała kształtów Misji. Misji, która koniecznie należało wykonać. - Ponury, jesteś? Co tak milczysz??? - ponaglił Mareczek - Wymyśliłeś coś? - A żebyś wiedział, że wymyśliłem! - truimfalnie odparł Ponury. - Gdybym miał się jeszcze kiedys oświadczać, co wcale nie oznacza, że zamierzam, to darowałbym sobie koncerty, mecze czy jakieś weneckie fanaberie. Wyobraź sobie taką miejscówkę, jakiś lodowiec czy inna góra ale koniecznie zimowa sceneria, z tego kaskadami spływa woda, taki wodospad, rozumiesz. Masz ten cud natury z prawej strony, nad głowa zasuwa zorza polarna, klękasz na kolano, patrzysz jej w oczy i wygłaszasz Te-Słowa - Ponury wyraźnie zapalił się do tematu. - Albo inna opcja, bo śnieg i zimnawe otoczenie na Płeć-W-Większości-Piekną nie działa najlepiej. Wyobraź sobie ten wielki księżyc wiszący tuż nad horyzontem w jakimś kraju jak Zair czy Nigeria. Nie pamiętam, gdzie konkretnie ale na geografiku o tym było. Czubówna czytała. Masz ciepełko, ten wielki księżyc nastrojowo was oświetla, cykady ładnie grają, jakieś pochodnie po obu stronach drogi, wychodzicie przed bungalow, bo nie przewiduje takiej akcji przed namiotem na sawannie czy co tam oni mają i robisz teatrzyk z klękaniem i tak dalej - z satysfakcją zakończył Ponury. - Ponury, to jest genialne! To o księżycu bo wodospad zimą choć ładny to na samą myśl mam dreszcze - odpowiedział Mareczek. - No widzisz? Teraz tylko musisz ogarnąć Kandydatkę-Na-Małżonkę, pierścionek z odpowiednim wagowo kamieniem i masz plan gotowy - parsknął śmiechem Ponury. - Dzięki wielkie, Ponury. Wiedziałem, że pomożesz. Idę sprawdzić gdzie ten księzyc tak ładnie wygląda i ile to kosztuje - wybrzęczał Mareczek i się rozłączył. Ponury z lekkim zaskoczeniem wpatrywał sie przez chwile w telefon, potrząsnął głową z niedowierzaniem i po ogłoszeniu w przestrzeń, że na wesele do Mozambiku dzikimi wołami go nie zaciągnął, wrócił do problematycznej delty.
To, że żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary, Ponury wie aż za dobrze. Z doświadczenia własnego i innych nerdów ze słabością do proszącej Płci-Pięknej-Lub-Nie. Przez bardzo długi czas Ponuremu udawało się nie ulegać owym prośbom, czym zyskał opinię gbura i buca - żadna nowość, Ponury jest gburem i bucem - co spływało po nim jak woda po kaczce, która dawno darowała sobie właściwa dietę. Zupełnie jak Ponury. Wszystko co dobre jednak szybko się kończy i kilka dni temu do Ponurego zadzwoniła Młoda-Mama, której laptop odszedł tam, gdzie zwykle odchodzą laptopy, którym iskrzy się z gniazda zasilania. - Ponury! Ratuj, jeśli nie pomożesz to ja nie wiem, co zrobie! - rozedrgane i płaczliwe wezwanie o pomoc rozległo się w głośniczku komórki Ponurego, który miał słabszy dzień i odebrał połączenie bez wcześniejszego sprawdzenia, kto dzwoni. - No cześć - entuzjastycznie inaczej odpowiedział Ponury, wział głeboki oddech i przystapił do wstępnego badania problemu - coś zrobiła? - No ja wziełam
Komentarze
Prześlij komentarz