Apartament Ponurego, godzina 06:45 czasu lokalnego. Ponury niespełna dwie godziny wcześniej trafił do łóżka i natychmiast zapadł w sen. Komórka energicznym pitupitupitupiiiitupiiiiiiii! wyrwała Ponurego z płytkiego snu, wprowadzając go w nastrój zdecydowanie nieprzyjazny. Znaczący-Projekt nieubłaganie zbliża się do daty Wielkiej-Premiery, takiej z błyskami fleszy, wywiadami w prasie lokalnej i wzmiance w Dodatku do Kwartalnego-Okólnika-Gminnego-Koła-Druciarzy. Sprawa jest zatem poważna i Ponury zaczyna odczuwać Presję. Owa Presja sprawia, że Ponury poświęca każdą Chwilę-Wolną-Od-Spania Znaczącemu-Projektowi i kiedy w stanie skrajnego zmęczenia trafia do łóżka, zazwyczaj są to wczesne godziny poranne Następnego-Dnia. Ponury, po klasycznej Inwokacji-Do-Pogańskich-Bogów zwyczajowo wygłoszonej w Barbarzyńskim-Języku, odebrał. - Halooo? Ponury? Słuchaj, bo ja mam taką sprawę - radośnie obwieścił kobiecy głos. - Twój numer dostałam od Takiego-Jednego, który powiedział że się na tym znasz i jesteś dobry. Musisz mi zrobić stronę i złożyć komputer, taki wiesz, najlepszy. Bo ja to mam byznes, wiesz, nieruchomości w Dubaju ale dopiero zaczynam, więc wiesz, może jakaś cena preferencyjna? Daj mi swojego maila, prześle wszystko co ma być na stronie, a ten komputer, wiesz, to żeby ładnie wyglądał. To jak? Kiedy będzie gotowe i za ile? Ponury powstrzymał chęć wygłoszenia Kilku-Ciepłych-Słów pod adresem rozmówczyni, wziął głęboki oddech i przez zaciśnięte zęby wydusił z siebie krótką, acz zwartą i treściwą odpowiedź: - Nie. - Ale co 'nie'? Jakto 'nie'? Dlaczego 'nie'? - rozmówczyni najwyraźniej zapragnęła posłuchać głosu Ponurego nieco dłużej. - Po pierwsze, to nie przypominam sobie, byśmy byli na 'ty' - jadowicie odpowiedział Ponury a na jego obliczu zagościł nieprzyjemny uśmieszek. - Po drugie, wydzwanianie po ludziach o takiej porze jest zwyczajnie niekulturalne. Po trzecie, w świetle tego co usłyszałem, to ten biznes, bo tak się to wymawia, zysków raczej nie przynosi, a ja mam taki kaprys i za darmo nie pracuje. Także miłego dnia i żegnam ozięble - z poczuciem satysfakcji zakończył wypowiedź Ponury. Zanim się rozłączył, usłyszał jeszcze wielce oburzone: - Ponury, jesteś gbur! Żadna nowość.
"Parszywe płody Juutrzeeeenki o pustych oczach i gnijących sercaaaaach!" - zaintonował radośnie Ponury, delektując się nieobecnością pozostałych mieszkańców willi. Po kilku bardzo nieciekawych tygodniach Ponury bardzo potrzebował chwili spokoju. takiego chwilowego nie-istnienia w świadomości reszty ludzi. Ponury otworzył puszkę Lekarstwa-Na-Chandrę, usiadł na niezmiennie trzeszczącym łożu i uśmiechnął się delikatnie. - Jeszcze tylko wyłączyć telefon i będzie idealnie - mruknął pod nosem, sięgając w stronę urządzenia, które w tym momencie postanowiło przywrócić Ponurego reszcie świata i ludzkości. Ponury wydał z siebie ni to stęknięcie, ni to westchnienie, lekko beknął i dokończył sięgania. - Ratunku, za co? - jęknął Ponury po sprawdzeniu identyfikacji rozmówcy. Telefon od Mareczka wczesnym piątkowym popołudniem zwyczajnie nie mógł oznaczać nic dobrego. Ponury chwilę zwlekał z odebraniem, naiwnie licząc, że może się Mareczek znudzi. Telefon dzwonił uporczywie, nie dając Ponur
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń