Przejdź do głównej zawartości

Filigranowa strajks bek

Ponury, ku swemu niezadowoleniu, obudził się kilkanaście minut przed budzikiem. Przez kilka sekund rozpaczliwie macał okolice trzeszczącego mebla do spania w poszukiwaniu pomocy optycznej, cudem nie wydłubał sobie oka podczas montażu owej na swojej paszczy i po tych traumatycznych momentach odzyskał względną przytomność. Względnie przytomny Ponury powiódł wzrokiem po swoim najbliższym otoczeniu i z lekkim niesmakiem zorientował się, że tuż obok niego leży coś obłego, bladego i miękkkiego. Ponury zmarszczył się na twarzy i okolicach, przekrzywił głowę i po mniej niż wieczności skojarzył, czym owy tajemniczy kształt jest. Obok Ponurego leżał jego Brzuch. - Śpi, paskuda. A jakby go tak zostawić, nie budzić tylko się odmeldować do pracy? Może uschnie z tęsknoty? - mamrotał Ponury, knując niecnie, jakby się tu owego Brzucha pozbyć. Z Brzuchem nierówną walkę Ponury toczy już od dawna i Brzuch jak dotychczas wygrywa. I nawet się przy tym nie poci, drań jeden. Ponury, choć był jeszcze przed pierwszą kawą, w trakcie knucia odzyskiwał zdolność myślenia, uzmysłowił sobie, że pozostawienie Brzucha w celu uschnięcia, choć niezwykle kuszące, będzie miało daleko idące skutki dla finansów Ponurego. Trzeba będzie w trybie szybkim wymienić zawartośc szafy. A natychmiastowym skutkiem będą spadające spodnie. Perspektywa podciągania przyodziewy przez cały dzień nie odpowiadała Ponuremu, który ciężko westchnął i niebyt delikatnym szarpnięciem obudził Brzych. Anatomicznie kompletny Ponury opuścił apartament w celu przygotowania sobie dużego kubka kawy, który z lubością wlał w siebie i pobrawszy utensylia higieniczne, poczłapał do łazienki.
Po porannych zabiegach higienicznych, które wprawdzie nie poprawiły specyficznej urody Ponurego ale sprawiły, że kontakt z nim był mniej nieprzyjemny, Ponury owinięty skromnie w ręcznik powrócił do apartamentu, zatrzeszczał meblem do spania i mocno zdziwiony zauważył, że w czasie gdy on dbał o higienę, ktoś był w potrzebie zadzwonienia. O tak nieludzkiej porze. Ponury odblokował telefon i prawie go upuścił z wrażenia. Dzwoniącą była... Filigranowa, która wiadomością tekstową wysłaną natychmiast po nieudanej próbie dodzwonienia się, wyraziła prośbę, by Ponury koniecznie z nią porozmawiał. Bardzo prosi i bardzo koniecznie. Ponury stracił trochę czasu na otrząsanie się z zaskoczenia, jakby nie patrzeć, to Filigranową wymeldował ze swojego życiorysu ponad rok temu. Czy raczej Filigranowa wymeldowała się sama. Ponury westchnął cieżko, potrząsnął głową i odpisal, że oddzwoni oczywiście, tylko wpierw musi się ogarnąć. Ponury faktycznie musiał coś na siebie włożyć, bo gdyby w trakcie rozmowy poczuł nieodpartą chęć uduszenia Filigranowej, to w samym ręczniku byłoby to nie dość, że trudne, to jeszcze niesmaczne i gorszące dla osób postronnych. Jakby nie patrzeć, Ponury był anatomicznie kompletny. Ubrany, choć z mieszanymi uczuciami Ponury wyszedł z willi i zadzwonił do Filigranowej. Szczegółow rozmowy Ponury tu przytaczać nie zamierza, dość powiedzieć, że Filigranowej coś tak jakby w życiu nie wyszło. Znowu. Jak w piosence. W Ponurym - który sytuację z Filigranową postanowił zapamiętać jako lekcję na przyszłość i wyciągnął z niej wnioski, podczas narracji problemu prowadzonej przez nieco załzawioną Filigranową - nieśmiało dochodziło do głosu Współczucie. Ponury stanowczym gestem nakazał Współczuciu milczenie, całkowity zakaz wydawania odgłosów i zaznaczania obecności. Bo on, Ponury, ma to już za sobą. Rozmowa z Filigranową trwała ponad godzinę, kilka razy przerywana przez Bóstwa-Od-Telekomunikacji. Te ewidentne znaki Ponury twardo ignorował, gdyż jest wredny i lubi słuchać jak to inni swoim postępowaniem pogarszają swój los i kontynuował dialog przez znakomitą większość drogi do pracy, paskudnie się uśmiechając pod nosem i gratulując sobie zdolności przewidywania przyszłości. Ponury, choć rozchichotany wewnętrznie jak norka na podtlenku azotu, w zakamarkach umysłu zastanawiał się, ile ta niespodziewanie odnowiona znajomość będzie go kosztowała? Bo z Filigranową nie ma nic za darmo i czasami rachunek jest bardzo słony. Odpowiedź na to pytanie Ponury uzyskał bardzo szybko, gdyż autobus, który wiózł Ponurego, postanowił się zepsuć. Ponury zdławił chichot i udał się do pracy z buta. Prawie godzinny spacer dotlenił Ponurego i nieco poprawił mu humor, który pogarszał się z każdym nieco wydłużonym krokiem gdyż Ponury spóźniać się nie lubi. W każdym razie Ponury czeka na dalszy rozwój wypadków i coś mu mówi, że Filigranowej w jego życiu będzie teraz nieco więcej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ponury, jak?

"Parszywe płody Juutrzeeeenki o pustych oczach i gnijących sercaaaaach!" - zaintonował radośnie Ponury, delektując się nieobecnością pozostałych mieszkańców willi. Po kilku bardzo nieciekawych tygodniach Ponury bardzo potrzebował chwili spokoju. takiego chwilowego nie-istnienia w świadomości reszty ludzi. Ponury otworzył puszkę Lekarstwa-Na-Chandrę, usiadł na niezmiennie trzeszczącym łożu i uśmiechnął się delikatnie. - Jeszcze tylko wyłączyć telefon i będzie idealnie - mruknął pod nosem, sięgając w stronę urządzenia, które w tym momencie postanowiło przywrócić Ponurego reszcie świata i ludzkości. Ponury wydał z siebie ni to stęknięcie, ni to westchnienie, lekko beknął i dokończył sięgania. - Ratunku, za co? -  jęknął Ponury po sprawdzeniu identyfikacji rozmówcy. Telefon od Mareczka wczesnym piątkowym popołudniem zwyczajnie nie mógł oznaczać nic dobrego. Ponury chwilę zwlekał z odebraniem, naiwnie licząc, że może się Mareczek znudzi. Telefon dzwonił uporczywie, nie dając Ponur

Sokoły, dzięcioły...

Ponury jak zwykle przerwę spędzał w Strefie-Piknikowej, racząc się świeżym powietrzem i unikając uczestnictwa w rozmowach reszty towarzystwa. Towarzystwo Ponurego, choć zdecydowanie żeńskie i wizualnie akceptowalne, od dłuższego czasu irytuje Ponurego tematyką dyskusji i poziomem wypowiedzi. Nie żeby Ponury sam był specjalnie błyskotliwy, ale są granice. Tego dnia nie było inaczej. Ponury, który każdą wolną chwilę poświęca na Pewien-Projekt, do swego zwykłego dyskontentu musiał dołożyć permanentny głód kofeiny, co mocno zaniżyło jego poziom tolerancji dla otoczenia. Towarzystwo o czymś tam rozmawiało, przerywając słowotok wybuchami perlistego śmiechu a Ponury starał się zrozumieć, dlaczego jego autorski skryp nie działa. W momencie, gdy Ponury był już bliski rozwiązania tego Ważkiego-Problemu, Nowa-Koleżanka wypuściła bombę. - Jakoś brakuje w tej firmie konkretnych facetów... - stwierdziła Nowa-Koleżanka z lekko złośliwym wyrazem twarzy - ... takich sokołów, na których aż chce się pa

Żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary

To, że żaden dobry uczynek nie pozostanie bez kary, Ponury wie aż za dobrze. Z doświadczenia własnego i innych nerdów ze słabością do proszącej Płci-Pięknej-Lub-Nie. Przez bardzo długi czas Ponuremu udawało się nie ulegać owym prośbom, czym zyskał opinię gbura i buca - żadna nowość, Ponury jest gburem i bucem - co spływało po nim jak woda po kaczce, która dawno darowała sobie właściwa dietę. Zupełnie jak Ponury. Wszystko co dobre jednak szybko się kończy i kilka dni temu do Ponurego zadzwoniła Młoda-Mama, której laptop odszedł tam, gdzie zwykle odchodzą laptopy, którym iskrzy się z gniazda zasilania. - Ponury! Ratuj, jeśli nie pomożesz to ja nie wiem, co zrobie! - rozedrgane i płaczliwe wezwanie o pomoc rozległo się w głośniczku komórki Ponurego, który miał słabszy dzień i odebrał połączenie bez wcześniejszego sprawdzenia, kto dzwoni. - No cześć - entuzjastycznie inaczej odpowiedział Ponury, wział głeboki oddech i przystapił do wstępnego badania problemu - coś zrobiła? - No ja wziełam